Komu zagrażają nowe technologie w edukacji dorosłych?



ok. 7 minut czytania - polub, linkuj, komentuj!
Jest na świecie wielu malkontentów i nie ogranicza się to oczywiście do naszej branży. Nie jestem też szczególnie przekonany, że my, edukatorzy, jakoś brylujemy w tematyce narzekania na zmiany. Jednak każdy, kto ociera się choćby jako trener o nowe technologie w edukacji dorosłych nie raz słyszał narzekania. Często nie są one bez podstaw i awersja do e-learningu jest bardziej złożonym zagadnieniem.
Nie jestem w stanie zidentyfikować tych osób, jako jednorodnej grupy i jakoś sparametryzować. Mogę jednak dać im prawo do przeżywania technologicznej rewolucji po swojemu. Poznajcie zestaw narzędzi do kontestowania rzeczywistości.
fot. shutterstock
Nowe technologie w edukacji dorosłych OK, ale nie w mojej…
…branży, specjalizacji, tematyce. Podejrzanie dużo osób jest przekonanych, że cały ten e-learning to akurat nie dla nich. Nie w mojej branży. U mnie nie da się robić zajęć poza salą lekcyjną. To jest specyficzna tematyka. I tutaj często padają pytania retoryczne w stylu: czy chciałbyś, aby przyszły chirurg uczył się operować za pomocą e-learningu? Tak, ponieważ chciałbym, aby wiele elementów teorii tenże chirurg mógł nauczyć się w bardziej wydajnej metodzie, niż oglądanie 30-letnich przeźroczy profesora i studiowanie atlasu anatomii po nocach. To oczywiście nie wyklucza praktyki, ale się z nią wiąże.
Swego czasu miałem okazję współpracować przy jednym z projektów Politechniki Warszawskiej, w którym wykorzystuje się mapowanie za pomocą projektorów obrazów tkanek na powierzchni narządu wydrukowanego za pomocą drukarki 3D. Mogliśmy więc wydrukować sobie dowolną ilość kawałków pacjenta, a następnie uczyć się robić biopsję z dokładnością do ułamka milimetra, dostając fotorealistyczny obraz w czasie rzeczywistym i natychmiastową informację zwrotną. No i nikt nie ucierpiał.
Uważam, że naprawdę niewiele jest branż, w których nowe technologie się nie sprawdzą, ale zdecydowanie nie można ich traktować jako czegoś, co wyklucza nauczania metodą tradycyjną.
Miałem narzekać na nowe technologie w edukacji dorosłych, ale na razie mi nie wyszło. Postaram się bardziej w kolejnym punkcie.
Nowe technologie w edukacji dorosłych wymagają czasu
Na technologię trzeba by poświęcić czas. A kto w dzisiejszych czasach ma czas? Trudno się nie zgodzić. Opanowanie narzędzi w stopniu pozwalającym na swobodne posługiwanie się nimi wymaga setek godzin ćwiczeń. Do tego dochodzi pewne zmęczenie spowodowane tym, że do świata nauczania synchronicznego online weszliśmy w zasadzie suchą stopą. Nauczyciele akademiccy często źle wspominają ten okres sprzed dwóch lat, gdy po prostu musieli sami zorganizować sobie narzędzia, zanim uczelnia zdecydowała się na jakieś dopracowane rozwiązanie. Niemniej jednak nauka Teams czy Zoom była w miarę szybka. Większość wąskich gardeł czy pułapek technologicznych opanowaliśmy całkiem sprawnie.
Jednak gdy zaglądamy do bardziej złożonych narzędzi wspierających cyfrowe nauczanie, to okazuje się, że sprawy jeszcze bardziej się komplikują. Niektóre cyfrowe platformy, np. Microsoft Teams for work or school, są bardzo skomplikowane i nauczenie się wszystkiego to naprawdę setki godzin. Do tego dochodzi cała masa dodatkowego oprogramowania. Dziś warto już posługiwać się narzędziami do edycji wideo i podcastów, nagrywania ekranu czy tworzenia interakcji. Bariera wejścia dla osób już obeznanych z technologią to kilka godzin na każde narzędzie. A co mają powiedzieć ci początkujący?
Przecież studenci kochają te stare prezentacje Power Point stworzone jeszcze w Office 98, więc po co to zmieniać. Zdecydowanie nowe technologie w edukacji dorosłych wykraczają poza pensum godzin edukatora i trzeba się solidnie napracować poza programem. Można wykorzystać parę wskazówek, które opisałem w tekście o formatowaniu treści wideo, a przez to znacząco przyspieszyć pracę.
Nowe technologie w edukacji dorosłych są powierzchowne
Technologia angażuje tylko powierzchownie, jak gadżet. Jest formą sama dla siebie. Ale nie angażuje w treść czy proces. Komuś może się spodobać jakaś funkcja i skupi się właśnie na niej, a istota mu umknie.
To jest problem, który dotyczy wielu edukatorów - wciąż szukają nowych narzędzi przez pryzmat nowych funkcji, które mogą być atrakcyjne i wciągające. Problem pojawia się wtedy, gdy gadżet przejmuje stery. To był zresztą jeden z argumentów podważających źle przeprowadzone wdrożenia technologii VR w edukacji. Pracownicy oddelegowani na takie szkolenie rzeczywiście byli bardziej zaangażowani, ale niekoniecznie znajdowało to odzwierciedlenie w wynikach. Pisałem już o tym na EPALE przy okazji relacji z targów Learntec. Aby nauka nie była powierzchowna trzeba po prostu zrozumieć jak dana technologia pozwala nam się uczyć i jak wpływa na nasz mózg. A samo dobieranie metod w projekcie edukacyjnym tak, aby nie były gadżetami, to sztuka sama w sobie. Pisał o tym całkiem niedawno Sławek Łais.
Gdyby nie fakt, że miałem Was zniechęcać do nowych technologii, to napisałbym z pewnością, że zarówno wiersze Czesława Miłosza, jak i teksty z repertuaru Bayer Full zostały napisane tym samym alfabetem. Powierzchowność nie jest więc immanentną cechą narzędzia. Zapominamy jednak cały ten akapit i przechodzimy dalej.
Nowe technologie w edukacji dorosłych są zawodne
Sala szkoleniowa czy flipchart mi się raczej nie zepsują. Zdarzyło mi się kiedyś, że w budynku, w którym prowadziłem szkolenie wyłączono prąd. Dziś często uczymy z domów i dodatkowo dochodzi czynnik infrastruktury. Internet w firmie czy na uczelni zazwyczaj działa co najmniej poprawnie. Awarie zasilania kojarzą mi się raczej z przełomem lat 80. i 90. oraz z niedaleką przyszłością. A mimo to zabezpieczam się, dublując sieć w domu (podłączając dodatkowo telefon jako awaryjny modem LTE) i zabezpieczając zasilanie za pomocą urządzenia UPS.
Zawodzą jednak również narzędzia. Czasem coś się zawiesi, innym razem serwery nie wytrzymują przeciążeń. Nie ma co ukrywać, że cyfrowy świat wymaga więcej atencji w kierunku technologii, a chochlik ma szerokie pole do popisu. Nie można jednak zakładać, że wszystko zawodzi jakoś regularnie i jest to plaga. Śmiem twierdzić, obserwując skalę nauczania cyfrowego na całym świecie, że nowe technologie w edukacji dorosłych są mało zawodne na tle innych elementów naszej codzienności. Firmy, które je oferują wiedzą, że gra toczy się o prymat na najbliższe lata, a może dekady. Wdrożenia narzędzi coraz częściej oznaczają wielomilionowe inwestycje i ci, którzy nie są w stanie dostarczyć jakości po prostu odpadają w wyścigu. W ciągu zaledwie 2 lat mało znany Zoom stał się synonimem platformy do spotkań online, jaką jeszcze do niedawna był Skype - dziś przez wielu już zapomniany. Ja pracuję na bieżąco wykorzystując kilkadziesiąt różnych platform i programów do edukacji czy komunikacji. Skrajnie rzadko mogę narzekać na ich działanie. Czasem szwankuje funkcjonalność, a czasem daje o sobie znać mania wiecznego poprawiania rzeczywistości (na ten temat wylałem swoje żale tutaj), ale ogólnie nie mam powodu do narzekań.
Nowe technologie w edukacji dorosłych przejęły korporacje
To ma niewiele wspólnego z nauką, ponieważ edukacja wsparta technologią to dziś bardzo silna gałąź biznesu określana jako edtech. Jednocześnie żaden scenariusz opisujący przyszłość edukacji nie przewiduje wyhamowania rozwoju technologii, więc nie ma co liczyć na odwrócenie się trendów.
Żeby jednak nie było tak cyfrowo, trzeba wiedzieć, że szczególnie trudno o synergie edukacji z technologią w Europie, gdzie rynek jest regulowany, a dostawcom rozwiązań często nie opłaca się inwestować w relacje business to government. W wielu krajach mniej regulowanych nie ma nic dziwnego w tym, że studenci uczą się języka obcego przy wsparciu Duolingo i jest to jednocześnie oficjalne narzędzie dostarczone przez daną uczelnię. W Polsce to póki co nie do pomyślenia, więc jesteśmy niezależni od korporacji w większym stopniu. Jednak czy to dobrze, że instytucje edukacyjne wciąż starają się na własną rękę budować narzędzia i tworzyć metody podczas, gdy świat jest ich pełen? Idąc do salonu samochodowego nie liczę na to, że ktoś zaprojektuje dany egzemplarz idealnie pod moje potrzeby. Nie upieram się, żeby mieć sześć kół i fioletowe kierunkowskazy. Wolę korzystać z rozwiązań seryjnych i sprawdzonych, mając świadomość, że zapłacę mniej, a do tego będę częścią stale udoskonalonego procesu. A w europejskich uczelniach wciąż z tym samym zaangażowaniem wydaje się miliony na wdrożenia, z których potem nie wiadomo jak korzystać. Jak to wygląda w Europie możecie poczytać tutaj.
Mam nadzieję, że udało mi się nieco zniechęcić was do nowych technologii i uświadomić, że edukator A.D. 2k22 to ciężki kawałek chleba. Brnijcie w tę beznadziejną ścieżkę tylko jeśli chcecie, aby wasza praca przynosiła wam satysfakcję. Pewnym drogowskazem może być dla was wtedy świetna baza treści EPALE poświęcona nowym technologiom, gdzie macie jak na widelcu podane wszystko, o czym pisaliśmy i co nagrywaliśmy w tym temacie przez ostatnie lata. W każdym innym przypadku unikajcie wszystkiego, co cyfrowe, ponieważ sami wiecie, że studenci i uczniowie lecą do tego, jak ćmy do światła. Nie pozwolimy przecież, żeby ich satysfakcja przerosła nasza frustrację, prawda?
Piotr Maczuga – pisze, nagrywa, szkoli i występuje publicznie, przybliżając temat nowych technologii w edukacji dorosłych. Na co dzień kieruje Digital Space – studiem produkcji multimedialnych treści edukacyjnych oraz cyfrowych eventów. Współzałożyciel Fundacji Digital Creators. Ambasador EPALE.
Jesteś trenerem, szkoleniowcem? Szukasz inspiracji, sprawdzonych metod prowadzenia szkoleń, narzędzi trenerskich i niestandardowych form? Tutaj zebraliśmy dla Ciebie wszystkie artykuły na temat technik prowadzenia szkoleń, narzędzi szkoleniowych i pracy trenera dostępne na polskim EPALE! |
Zobacz także:
Kursy kohortowe - 10 argumentów za metodą edukacji, która podbije rynek w roku 2022
Jak zaciekawić ucznia, gdy masz tylko 3 sekundy
Słabości i zagrożenia płynące z uczenia za pomocą technologii
Jak sztuczna inteligencja (nie) pomaga nam w robieniu wideo
Komentarz
Przedstawione w tekście…
Przedstawione w tekście fragmenty „na nie” często sam przywoływałem, uznając wyższość edukacji analogowej nad tą medialnie zapośredniczoną. Sam, w czasie ze zdziwieniem odkrywałem (fakt faktem owe odkrycia były okupione czasochłonnym procesem uczenia się nowych narzędzi) jak nowe technologie mogę wykorzystywać do partycypacyjnych procesów edukacyjnych opartych na burzy mózgów itp. Ba, zauważyłem nawet, że często poziom zaangażowania wśród studentów_studentek wzrasta, gdy spotykamy się na komunikatorze internetowym – być może przestrzeń domowa i internetowa odległość bardziej ośmielały do zabrania głosu i aktywnego uczestniczenia.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
Ciekawy tekst. Odniosę się…
Ciekawy tekst.
Odniosę się tylko do jednej kwestii. Zgodzę się, że obawa przed zawodnością technologii bywa przesadzona. Wielokrotnie zdarzyło mi się, że student poproszony o zanotowanie czegoś na papierze nie mógł tego zrobić, bo nie miał ani papieru, ani długopisu. Ale jak wyświetlam na slajdzie kod QR do jakiejś strony internetowej, to nikt się nie skarży, że coś nie działa.
O książkach nawet nie wspomnę. Studenci zapytani o to, na którym piętrze w bibliotece są pozycje z ich kierunku, nie umieją odpowiedzieć. Nikt z całej grupy. Najwyraźniej tam nie bywają. Co innego pdf-y. Rozchodzą się jak świeże bułeczki. Nawet nie wiem, jak oni to robią, ale potrafią je udostępnić innym w kilka sekund.
Świat analogowy odchodzi do lamusa.