Czy nauczanie hybrydowe ma sens?


ok. 5 minut czytania - polub, linkuj, komentuj!
Wraz z zakończeniem pewnego etapu pandemii, przyjęliśmy założenie, że o ile nauka tylko online nie sprawdza się, tak od edukacji hybrydowej nie uciekniemy. Tylko czy to ma sens?
Zachłyśnięcie się możliwością nauki online było krótkotrwałe, ponieważ niemal natychmiast natrafiliśmy na problemy techniczne, brak doświadczenia w radzeniu sobie z niuansami platform czy aplikacji czy wyzwania związane z angażowaniem uczestników, których - w tym wypadku - nie mamy w zasięgu ręki. Jednak każdy, kto spróbował, musiał docenić ogromną oszczędność czasu i elastyczność organizowania tego typu edukacji. Nie trzeba nigdzie dojeżdżać, przemieszczać się pomiędzy kampusami czy nawet miastami. Wiedzieliśmy też, że nie zastąpimy “tym czymś” spotkania ucznia z edukatorem w warunkach klasycznych. Z jednej strony więc większa wydajność i mniejsze koszty, z drugiej - w ruch poszły takie argumenty, jak choćby neurony lustrzane, które miałby rzekomo nie działać w kontaktach online (o ile działają w ogóle, ponieważ ich popularno-naukowy obraz jest bardzo zafałszowany i wręcz mityczny). Salomonową decyzją więc uznaliśmy, że najlepszy będzie model hybrydowy. Trochę uczenia tradycyjnego, aby zachować kontakt międzyludzki w najbliższej nam formie. I trochę online, aby - tam, gdzie ma to sens - móc zaoszczędzić trochę czasu. Do nas, nauczycieli, metodyków, należy zadanie ułożenia tego tak, żeby na właściwe półki powkładać odpowiednie aktywności.
I żylibyśmy długo i szczęśliwie, utwierdzani w przekonaniu, że już nigdy nikt nic lepszego nie wymyśli, gdyby nie ci cholerni naukowcy, którzy potrafią zepsuć każdy piękny sen.
Photo by Campaign Creators on Unsplash
Rysa na ideale?
Według badań “Specifying Hybrid Models of Teachers’ Work During COVID-19”1 (Educational Researcher, 01.2022) Lory Bartlett (University of California, Santa Cruz) okazuje się, że nauczanie hybrydowe jest trochę bez sensu. Nie odsyłam do samego badania, ponieważ dostęp jest ograniczony dla tych raczej majętnych (lub chcących wydać £29). Abstrakt jednak można streścić następująco: nauczanie hybrydowe nie ma wciąż dobrej definicji, a tym bardziej opisanej metodyki. Może więc oznaczać model w którym łączymy jednocześnie zajęcia zdalne oraz tradycyjne, jak również taki, gdy w jednej jednostce nauczania (np. wykładzie czy lekcji) biorą udział osoby na miejscu oraz zdalnie. Szczególnie ta druga sytuacja budzi kontrowersje, ponieważ jest trudna dla każdej ze stron.
Badacze zgodzili się ze sobą, że mamy do czynienia z trzema możliwymi układami:
- Równoległy - edukator prowadzi procesy równolegle dla obu grup - zdalnej i lokalnej - niezależnie od siebie. Każda z grup jest odpowiednio zaopiekowana i można wykorzystać adekwatne dla niej narzędzia. To jednak oznacza, że edukatorów musi być dwóch lub jeden edukator powtarza proces osobno dla grupy zdalnej i osobno dla lokalnej.
- Naprzemienny - edukator w tym samym czasie uczy obie grupy, jednak robi to naprzemiennie, skupiając się raz na jakiś czas tylko na jednej z nich. To sprawia, że grupa, która nie jest w danym momencie aktywna staje się mało zainteresowana procesem.
- Mieszany - edukator w tym samym czasie uczy obie grupy, nie koncentrując się na sposobie uczestnictwa poszczególnych jej uczestników. Ten model - jak pokazuje badanie - wydaje się dla wykładowców i nauczycieli najtrudniejszy.
Tutaj właśnie pojawiają się podstawowe problemy związane z hybrydą. Gdzieś i jakoś trzeba trzeba dokonać zmieszania odległych od siebie modeli i metod tak, aby hybryda stała się faktem. Sprawa jest prosta, gdy możemy proces ułożyć tak, jak często robi się to w modelach blended learning. Na przykład: mamy wszyscy tydzień na zapoznanie się z materiałami wstępnymi przed warsztatem, a następnie warsztat odbywa się w konkretnym dniu i miejscu. Później - ponownie mamy czas na pracę zdalną niesynchroniczną, która może być zakończona dodatkową sesją na Zoomie. Całość dzieje się albo lokalnie, albo zdalnie. Albo synchronicznie, albo asynchronicznie.
Zupełnie inaczej wygląda sytuacja, gdy uczestnicy muszą brać udział w procesie w sposób różny, na przykład ze względu na obostrzenia czy logistykę. Firma z Warszawy jest w stanie wysłać na warsztat z doskonalenia metod sprzedaży B2B 12 osób lokalnie, ale jednocześnie zarząd chciałby, aby w procesie udział wzięło część pracowników ze filii w Katowicach, Wrocławiu i Poznaniu. Który trener zgodzi się na taką hybrydę?
Mówimy tutaj, w przypadku uczestników zdalnych i lokalnych, o wykreowaniu się zupełnie innych sytuacji edukacyjnych. Mówienie trochę do okienek z Zoomie i trochę do osób na sali wykładowej jest zupełnie bez sensu. O ile jednak w edukacji na rynku biznesowym możemy kręcić nosem (np. ja nie godzę się na coś takiego), to w edukacji formalnej jest trochę trudniej. Jeśli jesteśmy w stanie zorganizować zajęcia tradycyjne, ale ze względu na sezon grypowy jedna trzecia roku rotacyjnie choruje, to może warto dopuścić ich od udziału online? Lepsze to, niż mieliby tracić wszystko. Wiele auli akademickich zostało w ostatnim czasie adaptowane do takich właśnie działań i metodyk, który podważa ich sens w zasadzie sam kręci na siebie bicz.
Czego nam brak?
Prawda jest jednak taka, że na ten moment nie mamy żadnych gotowych metodyk, które by nas wspierały w tym procesie. Czujemy przecież, że nie ma dużych przeciwwskazań w stosowaniu takiego modelu nauczania hybrydowego w przypadku wykładów, które są z natury jednokierunkowe. Czy ktoś obejrzy wykład na auli, czy na ekranie smartfona - wszystko jedno, ponieważ żadna z metod nie ma tutaj wyraźnej przewagi nad drugą. Jasne, uczestnik lokalny ma większą szansę na zadanie pytania profesorowi, a przez to może zyskać więcej. Za to uczestnik zdalny może lepiej dysponować swoim czasem i spożytkować go na coś innego, niż dojazd na miejsce wykładu i z powrotem. I na tym też zyskuje. Różnice te są jednak związane z formą uczestnictwa i można powiedzieć wręcz, że są to różnice generyczne. Żaden model nie zyskuje jednak oczywistej przewagi nad drugim.
W przypadku wielokierunkowych, jeśli chodzi o komunikację, form nauczania, jak choćby: warsztaty czy laboratoria, jasne jest, że rozproszenie uczestników w różnych światach drastycznie wpływa na ich szansę. Pewnych procesów nie da się w ogóle przeprowadzić zdalnie, że przywołam choćby często powtarzany przykład nauk medycznych: czy chcesz być operowany przez chirurga, który skończył medycynę online?
Coś więcej, niż słowa
Wróćmy jednak do tematu. Edukatorzy są osamotnieni w wyborze i adaptacji własnych modeli nauczania, a jednocześnie nie mogą uciec od faktu, że będą to modele hybrydowe. Ale jakie dokładnie? Jak skonfigurowane? I dlaczego tak, a nie inaczej? Na te pytania odpowiedzi wciąż brak i o tym jest badanie “Specifying Hybrid Models of Teachers’ Work During COVID-19”
Trudno jest dyskutować z nauką, jednak jest w tego typu badaniach pewien istotny feler. Sugerują nam one którą ścieżką iść, aby było optymalnie. Ale czy nią idziemy - to inna sprawa. Praca Lory Bartlett nie daje nam odpowiedzi, jak nauczyć hybrydowo tak, żeby było dobrze, a uświadamia, że niewiele jeszcze na ten temat wiemy i potrafimy. Łatwo było zaadaptować modne słowo hybrydowy do swoich celów, ale trudniej zrobić z tym coś więcej.
– Każdy nauczyciel biorący udział w naszym badaniu jasno stwierdził, że nauczanie w sposób hybrydowy było najgorszym możliwym sposobem – powiedziała Lora Bartlett - To wcale nie jest marudzenie o ciężkiej pracy. To profesjonalna ocena wadliwego modelu, w którym nauczycielom trudno jest zaspokoić potrzeby uczniów.
Bartlett porównała ten rodzaj nauczania do prowadzenia samochodu na autostradzie, jednocześnie grając na ekranie w wyścigową grę wideo. – Nie możesz grać w grę wideo o prowadzeniu samochodu w prawdziwym życiu. To kompletny absurd.
Ja sam wypracowuję sobie swoje metody, ale są to inicjatywny typowo oddolne. Mam zwyczaj, że nie nagrywam nigdy warsztatów. Jestem też odległy od pomysłu nagrania sesji online (mimo, że to standard). Za to, jeśli czas i założenia pozwalają, wolę dostarczyć uczestnikom specjalnie przygotowane materiały. Zamiast odtwarzać nagranie warsztatu, które co przypomina trochę oglądanie retransmisji meczu, którego wynik znamy, dostają oni nowy, rozszerzony pakiet materiałów przeznaczonych do pracy online (np. repozytorium z wideo pigułkami wiedzy, z których korzystać mogą znacznie prościej). Sęk w tym, że to mój pomysł i często moja dobra wola, ale prawda jest taka, że metodyki do każdej sytuacji adaptować musimy sobie sami. Żadna instytucja wsparcia wsparcia nauczania nie przygotuje tego za nas. To tylko pokazuje, jak wielki potencjał tkwi w oddolnej inicjatywie edukacyjnej, nawet w tak odległych kwestiach, jak nauczanie hybrydowe.
1 - Bartlett, L. (2022). Specifying Hybrid Models of Teachers’ Work During COVID-19. Educational Researcher, 51(2), 152–155. https://doi.org/10.3102/0013189X211069399
Piotr Maczuga – pisze, nagrywa, szkoli i występuje publicznie, przybliżając temat nowych technologii w edukacji dorosłych. Na co dzień produkuje treści edukacyjne i cyfrowe eventy oraz buduje i modernizuje studia multimedialne. Współzałożyciel Fundacji Digital Creators. Ambasador EPALE.
Jesteś trenerem, szkoleniowcem? Szukasz inspiracji, sprawdzonych metod prowadzenia szkoleń, narzędzi trenerskich i niestandardowych form? Tutaj zebraliśmy dla Ciebie wszystkie artykuły na temat technik prowadzenia szkoleń, narzędzi szkoleniowych i pracy trenera dostępne na polskim EPALE! |
Interesują Cię nowe technologie w edukacji osób dorosłych? Szukasz inspiracji, sprawdzonych metod prowadzenia szkoleń, narzędzi trenerskich i niestandardowych form? Tutaj zebraliśmy dla Ciebie wszystkie artykuły na ten temat dostępne na polskim EPALE! |
Zobacz także:
Przeprowadzka do Metaverse. Co tak naprawdę oznacza nowy wirtualny świat?
Komu zagrażają nowe technologie w edukacji dorosłych?
Kursy kohortowe - 10 argumentów za metodą edukacji, która podbije rynek w roku 2022
Jak zaciekawić ucznia, gdy masz tylko 3 sekundy
Słabości i zagrożenia płynące z uczenia za pomocą technologii
Komentarz
Jak nie my, to kto?
Tylko kto miałby takie metodyki zaprojektować, jak nie właśnie praktycy na bazie własnych doświadczeń prób i błędów? Rolą wspomnianych naukowców jest opis zastanej rzeczywistości. To my, praktycy edukacji szukamy, odkrywamy i w końcu znajdujemy. Niczym lekarze okresu oświecenia testujemy swoje pomysły na sobie. Nauczanie hybrydowe posiada olbrzymie zalety. Pozwala co najmniej części uczestników na bezpośredni kontakt. Ale także demokratyzuje nauczanie, pozwalając na dostęp do działań edukacyjnych z odległych lokalizacji. Rozwój technologii, niekiedy przytłacza, ale także otwiera przed nami nowe możliwości. Nie zniechęcajmy się. Szukajmy, testujmy, dzielmy się i inspirujmy nawzajem, a w końcu znajdziemy metody i na hybrydową naukę. :)
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
Podwójne procesy
Temat rzeczywiście ciekawy. Ja jak na razie mam same nieciekawe doświadczenia, choć nie miałam możliwości prowadzenia takiego procesu np. w profesjonalnie wyposażonym pomieszczeniu/studio. W "typowych" warunkach (laptop + zwykła kamera + zwykły mikrofon) jest to czysty koszmar.
Ciekawą i w miarę udaną realizację miałam gdy pracowaliśmy w duecie trenerskim - jedna osoba ogarniała grupę w sali, druga grupa ogarniała "salę" online. Jednak były to w gruncie rzeczy, dwa równoległe szkolenia z jakąś śladową interakcją.
Aż dziwne, że po tylu miesiącach życia w online i trochę-online, nie ma wspomnianej przez autora metodyki.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
Też się na początku…
Też się na początku zdziwiłem. Ja nawet wierzę głęboko, że da się robić taki rodzaj nauczania, ale będzie to okupione wieloma wyrzeczeniami lub wręcz będzie wymagało mistrzowskich umiejętności. W końcu szkolenie można zaplanować dwutorowo i dosłownie co do sekundy. Tak więc w praktyce będzie to raczej niespotykane. Mogę oczywiście tak poprowadzić proces, żeby w jednym czasie w dwóch miejscach. To dzięki adekwatnemu zaprojektowaniu całości. Jednak jeszcze raz: takie godzinne szkolenie zmuszałoby mnie do reakcji z częstotliwością, którą mam, gdy realizuję wydarzenia TV czy konferencje online. W ciągu każdej minuty muszę podjąć zazwyczaj kilkanaście decyzji. I tak przez godzinę. Czy zatem będą edukatorzy gotowi poprowadzić szkolenie, którego godzina składa się z 1000 punktów w scenariuszu? Może przesadzam, ale niewiele. Myślę, że znacznie wcześniej edukację wchłonie świat meta i po prostu problem stanie się nieaktualny.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
Dżem i musztarda
Szczerze mówiąc nie miałem doświadczeń z tak rozumianym warsztatem hybrydowym, w której część osób jest online a część na sali. Myślę, że to jest jak z musztardą i dżemem - dżem dobry, musztarda dobra, ale dżem z musztardą to już nie. Wolałbym prowadzić osobno warsztat z tymi z Warszawy a osobno tymi spoza.
Jednak nie wiem, czy pytanie o chirurga jest takie oczywiste. Zadałbym pytanie: czy wolisz, żeby kroił cię chirurg, który się na bieżąco rozwija online, czy taki, który ostatnio słyszał o sposobach leczenia twojej choroby 5 lat temu?
Jasne jest, że część zajęć praktycznych chirurga musi się odbyć w klinice, ale już na przykład farmakologii, to może się uczyć online. Zresztą, może się okazać, że symulatory będą coraz lepsze i lepiej przećwiczyć kilkadziesiąt razy coś na symulatorze niż 3 razy w życiu pokroić żabę/