European Commission logo
Create an account
Can select multiple words with divider comma

EPALE - Ardán Leictreonach don Fhoghlaim Aosach san Eoraip

Blog

Filmowi nauczyciele. Źródło inspiracji czy kontrowersji?

Czy warto się wzorować na edukatorach tak realnych, jak kartki scenariusza?

Profile picture for user Piotr Maczuga.
Piotr Maczuga
Community Hero (Gold Member).

ok. 16 minut czytania  polub, linkuj, komentuj!


Zastanawiałem się ostatnio, którzy nauczyciele w moim życiu wywarli na mnie największy wpływ i z przykrością doszedłem do wniosku, że raczej ci filmowi. Choć, czy ja wiem, czy z przykrością? Kino jest przecież piękniejsze od życia i tak było od zawsze. Co by jednak nie sądzić, to spotkanie z tymi nauczycielami w jakimś stopniu wpłynęło na mnie, jako edukatora. Czy warto się inspirować postaciami tak realnymi, jak kartki scenariusza? A może pod fasadą zbudowaną z dobrych dialogów i nietuzinkowego aktorstwa kryją się dyskwalifikujące braki dydaktyczne?

John Keating (“Stowarzyszenie umarłych poetów”)

– Kapitanie, mój kapitanie! - kto tego nie pamięta… Serio, jeśli ktoś nie kojarzy, to bardzo polecam obejrzeć film Petera Weira. Główny bohater, John Keating, zagrany przez Robina Williamsa, to postać kontrowersyjna. To nauczyciel, który w nietypowy sposób podchodzi do edukacji, wykraczając poza tradycyjne metody nauczania. Ale czy jego działania były rzeczywiście korzystne dla jego uczniów?

Akcja filmu dzieje się w latach 50. XX wieku w konserwatywnej akademii dla chłopców. Do szkoły przybywa nowy nauczyciel literatury angielskiej, wspomniany John Keating. Jego metody nauczania są niekonwencjonalne i różnią się od rygorystycznych standardów akademii. Zamiast uczyć poprzez pamięciowe przyswajanie faktów, Keating inspiruje ich, aby “chłonęli życie pełnymi garściami” i zachęca do niezależnego myślenia. Wprowadza do lekcji dewizę “Carpe Diem” (chwytaj dzień) i zachęca uczniów do patrzenia na świat z innej perspektywy.

Robin Williams w kadrze z filmu prowadzi inspirującą lekcję dla swoich uczniów.

Pod wpływem Keatinga, grupa uczniów odkrywa “Stowarzyszenie Umarłych Poetów”, tajny klub założony przez Keatinga w czasach, gdy sam był uczniem w Akademii Welton. Uczniowie organizują nocne spotkania w pobliskiej jaskini, gdzie czytają poezję i wyrażają siebie. No i oczywiście, jak nietrudno się domyślić, nie może się to skończyć dobrze. Nie będę jednak zdradzał fabuły. Postanowiłem jednak wypisać sobie pozytywne i negatywne aspekty działalności Keatinga. Zacznijmy od pozytywów:

  1. Keating naucza nie tylko literatury, ale przede wszystkim krytycznego myślenia, niezależności i bycia wiernym sobie czyli inspiruje na całego! Horacjańskiego carpe diem nie da się tutaj pominąć i to obserwacja przemiany, jaka następuje w uczniach, jest jednym z najlepszych elementów tej opowieści. 
  2. Zamiast skupiać się na suchej teorii i faktach, Keating angażuje uczniów w aktywne uczestnictwo, co pozwala im na lepsze zrozumienie przekazu i - zaryzykuję - zastosowaniu go w codziennym życiu. Trudno powiedzieć, że XIX-wieczna literatura angielska jest czymś, co możemy prosto przełożyć na codzienność, ale z pewnością jego metody są nieortodoksyjne.
  3. Keating nawiązuje głębokie więzi z uczniami, stając się dla nich nie tylko nauczycielem, ale również mentorem i przyjacielem.

Jak człowiek poczyta o pozytywach, to negatywy same się nasuwają: 

  1. Chociaż bliskość i zaufanie między uczniem a nauczycielem są zapewne ważne (a na pewno oryginalne), Keating czasami przekracza pewne granice, co może prowadzić do nieporozumień i konfliktów. Koniec końców, jest nauczycielem literatury i ja nie wiem czy w prywatnym liceum w USA w tamtych czasach był jakiś wiążący program nauczania, ale zapewne nie dotyczył on wielu aspektów warsztatu Keatinga.
  2. Keating zachęca do marzeń i poświęceń w imię pasji. Jednak nie zawsze zwraca uwagę na konsekwencje takich decyzji, co w kontekście tragedii jednego z uczniów staje się szczególnie bolesne. Trzeba pamiętać, że większość tych chłopców ma wpływowych rodziców, którzy już wcześniej zaprogramowali im kariery, a Akademia Welton jest tylko częścią dłuższej drogi. Może to mało romantyczne, ale prawdziwe. I pewnie nigdy i nigdzie nie było tak prawdziwe, jak w amerykańskim Vermont w 1959 roku.
  3. Jego metody nauczania były w bezpośredniej opozycji do tradycyjnych wartości szkoły, co prowadziło do konfliktów z administracją i innymi nauczycielami. W pewnym sensie, jego nauczanie było buntownicze i wręcz wywrotowe wobec ustalonego porządku. W tej sytuacji naprawdę ciężko o długofalowy sukces. Jesteś edukatorem z misją? No to postaraj się dotrwać do jej końca. Keating opuszcza swoich uczniów, ponieważ nie daje innej możliwości swoim przełożonym. 

John Keating to postać, która wzbudza mieszane uczucia. Powiem szczerze, stracił nieco w moich oczach, gdy rozpisałem sobie to, co powyżej. Jego metody nauczania, choć inspirujące, nie były pozbawione wad, a że wady lubimy wyciągać na pierwszy plan, to nie pozostaje to bez wpływu na ocenę całości. Pokazuje jednak, jak ważne jest znalezienie równowagi między tradycyjnym a nowatorskim podejściem do edukacji. 

Dr Sean Maguire (“Buntowniku z wyboru”)

Drugi nauczyciel na mojej liście też ma twarz Robina Williamsa, ale o jakieś 8 lat starszą. Film “Buntownik z wyboru” w reżyserii Gusa Van Santa z 1997 roku przedstawia historię młodego geniusza matematycznego, Willa Huntinga (Matt Damon), który zmagając się z traumami z przeszłości oraz swoją buntowniczą naturą, spotyka terapeutę, Seana Maguire'a (Robin Williams). Chociaż Sean nie jest tradycyjnym nauczycielem w akademickim sensie, to większość z nas tutaj na EPALE też nie jest, więc załapał się do zestawienia. Pełni on ważną rolę mentora i przewodnika dla Willa. No i podobnie jak w “Stowarzyszeniu umarłych poetów”, relacja między uczniem a mentorem stanowi główny nurt filmu.

Uczeń i jego mentor rozmawiają na łonie natury.

Od początku jednak. Will Hunting to młody chłopak z biednej dzielnicy Bostonu, który pracuje jako sprzątacz w prestiżowym Massachusetts Institute of Technology. Pomimo trudnego dzieciństwa i młodości spędzonej w różnych rodzinach zastępczych, Will posiada niezwykły talent do matematyki. Pewnego dnia rozwiązuje skomplikowane zadanie matematyczne, co przyciąga uwagę profesora matematyki, który próbuje pomóc Willowi wykorzystać jego talent, ale młody geniusz ma trudności z przystosowaniem się do nowego świata i uporaniem się z demonami przeszłości. Will wpakowuje się w poważne kłopoty - grozi mu więzienie za pobicie i wspomniany profesor matematyki wstawia się za nim przed sądem. Zamiast aresztu proponuje on trochę inne podejście, w tym spotkania z terapeutą. I tutaj pojawia się Robin Williams czyli dr Sean Maguire. Spłyciłem rzecz jasna, ale skupmy się ponownie na pozytywach i negatywach. No to na plus zaliczam:

  1. Dr Maguire potrafi zrozumieć trudną przeszłość Willa i nawiązać z nim głęboki kontakt emocjonalny, co jest kluczem do przemiany młodego geniusza. Można oczywiście powiedzieć, że to jest w sumie to czego się oczekuje od terapeuty i nic ponad standard, ale w prawdziwym życiu już tak kolorowo niestety nie jest. 
  2. Dr Maguire pomaga Willowi zrozumieć, że mimo jego zdolności intelektualnych, prawdziwe wyzwania życiowe polegają na radzeniu sobie z emocjami i budowaniu głębokich relacji z innymi ludźmi. Mimo, że Will Hunting, będąc matematycznym geniuszem, ma zdolność do szybkiego przyswajania i analizy skomplikowanych informacji, ale i tak “nie ogarnia”, że nie chodzi tylko o to, by być inteligentnym, ale także o to, by być empatycznym, by zrozumieć siebie i innych, oraz by pokonać własne lęki i traumy. 
  3. Dr Maguire nie polega na typowych metodach terapeutycznych, ale dostosowuje się do indywidualnych potrzeb Willa, często wykraczając poza konwencjonalne podejście. Terapia zazwyczaj opiera się na ustalonych technikach i - choć nie mam doświadczeń w tych sprawach - nie wiem czy chciałbym zaufać komuś, kto “robi to po swojemu”. A jednak dr Maguire, choć pewny siebie i stanowczy, nie przekracza niewidzialnej granicy. A może po prostu granicy oczywistej, która jedynie dla mnie jest niewidzialna. 

Pora na trochę dziegciu: 

  1. Dr Maguire podejmuje pewne ryzykowne decyzje w pracy z Willem, takie jak fizyczne konfrontacje czy prowokacyjne komentarze. Mogłyby one okazać się szkodliwe w innych okolicznościach, ale że to film, to wszystko się udaje. Mało tego, te najbardziej konfrontacyjne i trudne momenty okazują się jednocześnie przełomowe, a przecież wcale tak nie musiało być. Tak blisko do terapeutycznej katastrofy, a jednak sukces.
  2. Dr Maguire często łączy swoje osobiste doświadczenia i traumy z terapią Willa, co może prowadzić do komplikacji w relacji terapeuta-pacjent. Opowiada on na przykład o swojej zmarłej żonie i dzieląc się własnymi traumami, stara się budować most zaufania i empatii. Jednak w rzeczywistości takie mieszanie granic może prowadzić do komplikacji. W prawdziwym świecie terapia opiera się na utrzymaniu pewnego dystansu i zachowaniu profesjonalnych granic.
  3. Dr Maguire, pomimo swoich najlepszych intencji, niekiedy wydaje się projektować na Willa swoje własne niespełnione marzenia i oczekiwania. Poprzez zachęcanie Willa do wykorzystania swojego talentu, Sean może nieświadomie próbować naprawić własne przeszłe błędy i rozczarowania.

W “Buntowniku z wyboru” relacja pomiędzy dr. Maguire a Willem ukazuje skomplikowane związki, które mogą powstać pomiędzy mentorem a uczniem. Sean Maguire, mimo swojego niekonwencjonalnego podejścia, odgrywa kluczową rolę w życiu Willa, pomagając mu zrozumieć siebie i odnaleźć swoje miejsce w świecie. Mamy więc tutaj sukces, ponieważ film kończy się pozytywnie. Will co prawda opuszcza Boston i rusza ze swoją dziewczyną do Kalifornii, ale teraz wydaje się być znacznie bardziej gotowy do takiej podróży i zmiany swojego życia. Jednak sukces dr. Maguire jest trudny do interpolowania na inne przypadki. Może to geniusz, może szarlatan z niebywałym szczęściem, ale jego metody trudno jest uznać za standardowe. A skoro takie nie są, to i próba jest za mała, aby je rzetelnie ocenić. 

LouAnne Johnson (“Młodzi gniewni”)

Film Johna N. Smitha z 1995 r. z Michelle Pfeiffer w roli głównej jest oparty na autobiograficznej książce “My Posse Don't Do Homework” autorstwa byłej żołnierki i nauczycielki LouAnne Johnson. 

Bohaterka podejmuje pracę jako nauczycielka angielskiego w szkole średniej w jednym z bardziej problematycznych rejonów miasta. Jej uczniowie pochodzą głównie z rodzin o trudnych warunkach społeczno-ekonomicznych i są często uwikłani w przestępczość, głównie narkotyki i przemoc. Są również sfrustrowani i zniechęceni do nauki, uważając, że system edukacyjny ich zawiódł.

Zamiast zniechęcić się trudnościami, LouAnne postanawia podejść do nauczania w nie tradycyjny sposób, no bo jakżeby mogło być inaczej? Stosuje różne metody pedagogiczne, aby zainteresować uczniów i przekazać im wiedzę, ucząc ich wartości takich jak szacunek, odpowiedzialność i właściwa samoocena. Jednym z jej podejść jest stosowanie nagród za dobre zachowanie i osiągnięcia w nauce, co motywuje uczniów do stawiania sobie wyższych celów.

Plakat z filmu przedstawiający młodą nauczycielkę i jej uczniów.

Warto tutaj podkreślić, że książka, która była pierwowzorem filmu, pewne rzeczy ma lepiej wyważone: uczniowie są mniej stereotypowi, jest mniej dramatycznych wydarzeń, a metody nauczania są bardziej zrównoważone. Niestety, scenarzyści muszą często mocno podkręcać i jednocześnie upraszczać ekranową rzeczywistość, aby film się sprzedał. Ja oceniam jednak film, bo to ekranowa LouAnne z tworzą Michelle Pfeiffer przeszła do popkultury. Jak zawsze, zaczynamy od pozytywów:

  1. Johnson jest prawdziwie zdeterminowana i nie pozwala na to, aby trudne otoczenie lub brak wsparcia od innych nauczycieli powstrzymało ją przed próbą skutecznego nauczania swoich podopiecznych. Jej determinacja jest inspirująca i przekonuje wielu uczniów do zaangażowania się w naukę. Gdy większość ludzi mogłaby zniechęcić się wobec negatywnych postaw uczniów, braku wsparcia ze strony kolegów nauczycieli czy biurokratycznych ograniczeń szkolnych, Johnson nie rezygnuje. Trudno przejść obok tego obojętnie, ponieważ chyba każdy chciałby takiego zaangażowanego nauczyciela.
  2. Zamiast trzymać się sztywnego programu nauczania, Johnson dostosowuje materiał do zainteresowań i potrzeb swoich uczniów, stosując m.in. teksty piosenek czy konkretne nagrody, by zmotywować ich do nauki. Stawia na praktyczność i dostosowywanie treści lekcji do rzeczywistego świata jej uczniów. Dzięki temu lekcje stają się dla nich bardziej angażujące.
  3. Najbardziej wyróżniającą cechą Johnson jest jej zdolność do empatii. Podczas gdy wielu dorosłych w otoczeniu uczniów skupia się na ich błędach, problemach i przeszłości, ona stara się dostrzegać ich potencjał i indywidualne talenty. Zamiast etykietować ich jako “problematycznych”, patrzy głębiej, próbując zrozumieć przyczyny ich zachowania i emocji. Jej zdolność do nawiązywania głębokich, autentycznych relacji z uczniami opiera się na empatii, a to pozwala jej przekonać ich, że ktoś naprawdę się nimi przejmuje. 

Co zatem działa na niekorzyść LouAnne Johnson:

  1. W początkowej fazie swojej kariery w trudnej szkole, LouAnne Johnson nie jest w pełni świadoma rzeczywistości lub po prostu naiwna. Jej optymizm i wierzenie w to, że zwykła pasja i zaangażowanie wystarczą, by zmienić postawy uczniów, mogą być postrzegane jako naiwność. W tak skomplikowanym środowisku jak szkoła w trudnej dzielnicy, potrzeba nie tylko pasji, ale także strategii, zrozumienia subkultury uczniowskiej oraz wsparcia zewnętrznego. Jej brak doświadczenia w takim otoczeniu może prowadzić do błędów i nieporozumień, które mogłyby zaszkodzić jej relacjom z uczniami, a także podważyć jej wiarygodność w oczach kolegów. Z racji tego, że to Hollywood, to poszło całkiem nieźle, ale nauczyciele, którzy naprawdę pracują z trudną młodzieżą mają pewnie mieszane odczucia co do tego filmu. Ja sam mam wrażenie, że zgodnie ze starym porzekadłem, Johnson miała więcej szczęścia, niż rozumu. 
  2. Choć empatia Johnson jest jednym z jej największych atutów, czasami może prowadzić do przekroczenia pewnych granic profesjonalnych, co dotyczy niestety każdego z trójki naszych dzisiejszych bohaterów. Protagonista w filmie fabularnym musi być nietuzinkowy i to zrozumiałe, jednak zbyt głębokie zaangażowanie w osobiste problemy uczniów, choć podyktowane troską, może prowadzić do komplikacji. Jej chęć pomocy może powodować konflikty z administracją szkolną lub innymi nauczycielami, którzy mogą postrzegać jej działania jako nieprofesjonalne lub nieodpowiednie. I w zasadzie nie będzie można powiedzieć, że nie mają racji. 
  3. Innowacyjne metody nauczania stosowane przez Johnson, chociaż często skuteczne, nie zawsze są przewidywalne w swoim oddziaływaniu. W szkolnym środowisku, które ceni konsekwencję i strukturę, które ma program nauczania i ewaluację wyników, nie zawsze jest to pożądane. Trzeba też pamiętać, że nie wszystkie jej metody mogą być równie skuteczne dla każdego ucznia, co może prowadzić do niespójności w rezultatach nauczania. Johnson w filmie opiera się głównie o system nagród i jest to tym bardziej naiwne w swojej prostocie, jako złoty środek na wszystko. 

Ucząc się od LouAnne Johnson jako edukatorzy możemy dojść do wniosku, że elastyczność i innowacyjność w metodach są kluczowe, zwłaszcza w trudnych środowiskach. Chociaż zaangażowanie i empatia mogą być potężnymi narzędziami w edukacji, przekraczanie granic i brak konsekwencji swoich działań to są koszmary każdego profesjonalnego trenera, mentora czy coacha.

Czy jako nauczyciele mieliby szanse w prawdziwym świecie?

Podsumujmy zatem tych państwa. Postacie Johna Keatinga z “Stowarzyszenia umarłych poetów”, Seana Maguire'a z “Buntownika z wyboru” oraz LouAnne Johnson z “Młodych gniewnych” mają wiele wspólnych cech charakteru, które sprawiają, że wyróżniają się jako niezwykli nauczyciele i mentorzy: pasja do nauczania, ponadprzeciętna empatia, niekonwencjonalność, autentyczność czy odwagę, aby walczyć z zastanym status quo. Są dowodem, choć fikcyjnym, na to, że odpowiednio zaangażowani edukatorzy mogą stanowić różnicę. Czy gdyby jednak wyciągnąć ich ze świata fikcji, to mieliby szanse w prawdziwym życiu? 

Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, gdyż sukces nauczyciela w rzeczywistości zależy od wielu czynników, takich jak indywidualne umiejętności, środowisko pracy, system edukacji, wsparcie ze strony administracji szkolnej oraz samych uczniów i ich rodziców. Do tego dochodzi szczęście czy znajomości. Niemniej jednak w paru sprawach nasi bohaterowie mieliby naprawdę "pod górę”. Nie szanują oni systemu edukacji i to pewnie dobrze, ale byłoby im po prostu trudno i generowałoby to stałe konflikty. Do tego dochodzi presja wyników. W pierwszym i trzecim przypadku mamy do czynienia z kimś, kogo w naszych warunkach nazwalibyśmy panią lub panem od polskiego. Cel jest prostu - przygotować do egzaminów, wyłożyć program, nauczyć.

Zmieniły się też realia. Współczesny świat, z jego technologią, mediami społecznościowymi i nowymi wyzwaniami edukacyjnymi, wymagałby od tych bohaterów dostosowania i ewolucji ich metod.

A może jednak ich nie doceniamy?

Pomyślałem tak, gdy przyjrzałem się postaci Rona Clarka - tym razem prawdziwnego nauczyciela z krwi i kości, i do tego z naszych czasów. Ron Clark znany jest przede wszystkim z książki “The Essential 55” oraz z filmu “The Ron Clark Story”. Film nie miał chyba kinowej dystrybucji w Polsce, więc przeszedł raczej bez echa (choć dystrybutor postanowił przetłumaczyć tytuł jako… “Młodzi gniewni”), opowiada historię o tym, jak to młody nauczyciel stosuje niekonwencjonalne metody nauczania, aby rozbudzić ambicje wśród trudnych uczniów. Skądś to znamy. 

Clark to prawdziwa postać, która zyskała sławę dzięki innowacyjnym metodom nauczania i niezwykłemu zaangażowaniu w pracy z uczniami z trudnych środowisk miejskich. Jego podejście do edukacji przypomina postacie filmowe, takie jak Keating, Maguire i Johnson. Z wielką pasją do nauczania, Clark jest niezwykle zdeterminowany, aby “zrobić różnicę” w życiu uczniów. Jest twórcą “The Essential 55” - zestawu zasad zachowania w klasie, które kładą nacisk na odpowiedzialność, szacunek i doskonalenie. Gdyby startował w konkursie Miss America, można by o nim napisać: “Choć przeniósł się z małego miasta w Karolinie Północnej do Nowego Jorku, by nauczać w trudnym środowisku miejskim, pozostał odporny na krytykę i sceptycyzm dotyczący jego metod”. Tak jak postacie filmowe, tworzy głębokie relacje ze swoimi uczniami i pomaga im uwierzyć w siebie. Co więcej, nie waha się kwestionować tradycyjnych metod nauczania, poszukując nowych, które lepiej odpowiadają potrzebom jego uczniów.

Ron Clark nie unika jednak krytyki. “The Essential 55”, choć chwalone przez wielu jako praktyczny zbiór zasad dla klas szkolnych, spotkało się również z pewnymi zarzutami. Gdyby to podsumować, to wyszłoby nam mniej więcej tak:

  1. Zasady są zbyt rygorystyczne i jako zbiór reguł nie pozwalają na elastyczność i indywidualne podejście do każdego ucznia. A przecież indywidualne podejście jest jednym z kluczowych zagadnień nad którymi pochyla się współczesna pedagogika. 
  2. Część zasad, takich jak te dotyczące odpowiedniego zachowania i ubioru to promowanie konserwatywnych norm społecznych, które mogą nie odzwierciedlać różnorodności kulturowej i społecznej w wielu klasach. Dziś również odchodzi się od takich metod. 
  3. Styl nauczania oparty o show, w którym wątpliwe są trwałe korzyści edukacyjne. Znowu mamy chodzenie po ławkach i wielką ekspresję, ale brak jest w zasadzie sensownych badań, które potwierdziłyby skuteczność takich metod.
  4. Ron Clark stał się nie tylko nauczycielem, ale także osobowością medialną i celebrytą, co doprowadziło niektórych do konstatacji, że on i jego metody mogą być bardziej produktem marketingowym niż prawdziwym narzędziem edukacyjnym.
  5. Na deser do tego posiłku z pięciu dań można też dosyć łatwo zarzucić Clarkowi podążanie za modelem “białego zbawcy”, w którym biały nauczyciel przychodzi do biednej, zdominowanej przez mniejszości etniczne szkoły i “ratuje” uczniów. Taka narracja może nieświadomie umniejszać zdolności i potencjał społeczności, z którymi pracuje. Choć oczywiście jego pochodzenie czy kolor skóry nie powinny być przecież przedmiotem dyskusji w świecie, w którym choćby udajemy, że jesteśmy równi. 

Ron Clark jak postać prawdziwa i ciągle aktywna wydaje się budować swoją karierę na fundamentach filmowych postaci Keatinga, Maguire i Johnson. Nie tylko na nich oczywiście, ale może to po prostu pewien archetyp nauczyciela-buntownika, który inspiruje ludzi zarówno w kinie, jak i w życiu. Ten sam Clark ma jednak krytyków, którzy na w naszych przykładach filmowych jeśli w ogóle byli, to pełnili rolę antagonistów. Żaden z nich nie wypunktował nigdy wad nieszablonowego, empatycznego, ale i krnąbrnego podejścia do edukacji, ponieważ nie miał tyle czasu ekranowego, aby po prostu wyłożyć kawę na ławę. Clark, jako postać z krwi i kości, nie może uniknąć konfrontacji z krytykami. 

Filmowi nauczyciele, których dziś przywołałem zostali utrwaleni na taśmie celuloidowej pomiędzy rokiem 1989 a 1997. To czasy, gdy sam uczęszczałem do szkoły, a dokładnie przestrzeń między drugą klasą podstawówki, a drugą klasą liceum. Filmy te oglądałem jako nastolatek, byłem więc w grupie docelowej zagrożonej oczarowaniem i pewnie dlatego ich postaci w jakimś sensie pozostały ze mną. Jednak nie ma co ukrywać, że są to już starocie. A może w swojej skromnej liście zaledwie trzech pozycji przegapiłem coś ważnego? Na pewno pominąłem (świadomie) “Whiplash” Damiena Chazelle’a z 2014 roku, ponieważ jest to film o nauczycielu, który w zasadzie jest psychopatą stosującym sadyzm, werbalne i fizyczne ataki, manipulację i ciągłą krytykę, aby wycisnąć ze swojego ucznia jak najwięcej. Udaje mu się? Oczywiście, że tak. To jest jednak trochę inna opowieść.

 A jacy byli wasi filmowi belfrzy?


Piotr Maczuga – pisze, nagrywa, szkoli i występuje publicznie, przybliżając temat nowych technologii w edukacji dorosłych. Na co dzień produkuje treści edukacyjne i cyfrowe eventy oraz buduje i modernizuje studia multimedialne. Współzałożyciel Fundacji Digital Creators. Ambasador EPALE.


Zobacz także:

Czego nie będę już robił w 2024 roku tworząc e-learning

Co po digital? Czyli scenariusze na czas postapokalipsy

Czy uczący się naprawdę wiedzą najlepiej?

Dyskryminacja w nauczaniu online - dlaczego to aż tak oczywiste

Login (4)

Nóta tráchta

Profile picture for user Barbara Habrych.
Barbara Habrych
Community Hero (Gold Member).
Mon, 09/11/2023 - 13:41

Dziękuję za bardzo ciekawy esej o trzech filmach i edukatorach w nich sportretowanych. 

Mam podobne doświadczenie: oglądałam te filmy jako nastolatka/ młoda dorosła z zupełnie innym odbiorem i refleksjami niż dziś, jako dorosła i doświadczona edukatorka. 

Podzielam Twoje krytyczne uwagi. Ale wciąż znajduję takie zachowania i podejścia , które inspirują. 

Bardzo dobrze mi się czytało ten tekst i chętnie podzielę się ta inspiracją z edukatorami i tutorami. 

Login (0)
Profile picture for user Hondo.
Wojciech Świtalski
Community Hero (Gold Member).
Sat, 09/02/2023 - 16:42

"Buntownik z wyboru" jest niewątpliwie świetnym filmem. Chciałbym poruszyć inny wątek. Chodzi mi o pierwszą rozmowę Seana (Robina Williamsa) z Willem (Matt Damon). Jest to wzorcowy przykład postawy terapeuty, który chce dać jasną informację: "Nie ja wiem coś lepiej o tobie, ale ty najlepiej znasz siebie. Żeby ci pomóc, chcę poznać ciebie". Jest to postawa, którą chętnie wykorzystujemy we współczesnej edukacji dorosłych. Poniżej przytaczam ten bardzo dobrze napisany dialog, bo warto go przeanalizować. Spotkanie ma miejsce z gabinecie Seana. W nawiasach dodałem swoje komentarze.

- Co słychać? Z jakiej jesteś ulicy? (Sean luźno zagaja rozmowę.)
- Fajnie to urządziłeś. Kupujesz książki hurtowo czy zamawiasz w zestawie dla psychiatrów? (Will nie jest zainteresowany mówieniem o sobie. Przegląda książki na półkach, a jednocześnie próbuje znaleźć czuły punkt Seana.)
- Lubisz książki? (Natychmiastowa reakcja pytaniem. Will chce mówić o książkach - proszę bardzo. Ale to on ma mówić.)
- Tak.
- Czytałeś którąś z nich? (Sean idzie za ciosem.)
- Nie wiem.
- Może z tych? (To w takim razie pytanie pomocnicze.)
- Pewnie nie.
- A te z górnej półki? (Nie odpuszcza.) Co o nich sadzisz?
- To twoje książki, sam je czytaj.
- Czytałem. Z musu. (Chwila oddechu. Rozmowa musi się kleić.)
- To pewnie długo trwało.
- Owszem, długo.
- "Dzieje Stanów Zjednoczonych, Tom Pierwszy". (Will nadal szuka czułego punktu.) Jezu... Lepiej poczytaj historię USA Howarda Zinna. Siądziesz z wrażenia.
- Jest lepszy niż Chomsky? (Sean wreszcie sprowokował Willa do jakiejś wypowiedzi. Próbuje kontynuować.)
- Podobał ci się Chomsky?
- Dziwni z was ludzie. Wydajecie kupę szmalu na książki, ale nie na te, k***a, co trzeba.
- A które są, k***a, jak trzeba? (Kolejne pytanie.)
- Te, od których włosy się jeżą. (Will wciąż odpowiada niechętnie i zdawkowo.)
- Mam ich niewiele. Zdrowiej byłoby wpychać papierosy w tyłek. (Wątek książek idzie opornie. Sean zagaja z innej strony, wykorzystując fakt, że Will zapala papierosa.)
- Wiem, ciężko mi ćwiczyć jogę.
- Ćwiczysz? (Joga? Świetnie! Kolejna okazja, żeby zadać pytanie.)
- Podnosisz ciężary?
- Tak.
- Nautilus?
- Nie, sztanga.
- Sztanga?
- Ostry jestem.
- Ile?
- 140 kg, a ty? (Oczywiście, musiało paść "a ty?".)
- Ty to malowałeś? (Will znowu unika odpowiedzi. Wreszcie znalazł to, po co przyszedł. Czuły punkt Seana, choć jeszcze o tym nie wie. Zadaje pytanie o obrazek na ścianie.)
- Tak. Malujesz? (Sean mową pozawerbalną zdradza niepewność, ale prowadzi rozmowę według założonego scenariusza. Kolejne pytania.) Rzeźbisz? Lubisz sztukę? A muzykę?
- Straszne gówno.
- Powiedz, co naprawdę myślisz. (Choć z bólem serca, bo temat jest dla niego wyjątkowo niekomfortowy, Sean stara się trzymać swojej roli.)

Prawda, że udana scena?

Login (1)
Profile picture for user Urszula Rudzka-Stankiewicz.
Urszula Rudzka-Stankiewicz
Community Hero (Gold Member).
Wed, 08/30/2023 - 17:06

Na "Stowarzyszeniu umarłych poetów" miałam okazję być nie tak dawno temu w teatrze. I tak, jak się zgadzam ze wszystkim, co napisałeś, to punkt 3. aspektu negatywnego trącił mnie wtedy najbardziej. Keating zafundował szkole strategię konia Trojańskiego. Wiedział gdzie się zatrudnia, zgodził się na warunki pracy, po czym... uznał, że jednak nie i podburzył uczniów przeciwko. No i to już nie jest ok. Bo na jakiej podstawie on dał sobie prawo do decydowania, że ustalony sposób nauczania w tej szkole jest gorszy od jego podejścia. Zamiast otwartej dyskusji, sprowokował bunt. No i tu miałam mocny zgrzyt. 

Login (0)

Mam wątpliwości, czy trafne  jest spostrzeżenie, że Keating prowokował bunt. Oczywiście, wypadki w filmie doprowadziły do tragicznego końca, jednak gdy przyjrzymy się bliżej intencjom nauczyciela, to chyba diagnoza będzie nieco inna. Jest co najmniej kilka scen, które świadczą, że Keating nie podważa zasadności uczenia się innych przedmiotów zgodnie z programem i tradycją szkoły. W jednej ze scen mówi: "Medycyna, prawo, ekonomia, inżynieria to dziedziny niezbędne, by utrzymać nas przy życiu. Ale poezja, piękno, romans, miłość - dla tych wartości żyjemy". Uczy literatury i to w ten przedmiot ingeruje.

Donioślejsza jest jednak inna scena. Kiedy Charles Dalton wykazuje sporą niesubordynację, Keating stanowczo go stopuje. Rozmowa przebiegała następująco:

  • To co pan zrobił dzisiaj, to był bardzo kiepski żart.

  • Trzyma pan stronę Nolana? A co z carpe diem, z wysysaniem soków z życia i tak dalej...

  • Wysysanie soków z życia nie oznacza dławienia się kością. Jest czas na śmiałość i jest czas na rozwagę. A mądry człowiek potrafi odgadnąć, kiedy jest czas na co.

  • Ale ja myślałem, że to się panu spodoba.

  • Nie. Wydalenie ze szkoły nie jest według mnie czynem śmiałym. To czyn głupi. Bo traci pan przez to szereg możliwości, jakie daje ta szkoła.

  • Tak? Jakich na przykład?

  • Chociażby takich, jak możliwość uczestniczenia w moich zajęciach. Rozumiemy się?

  • Tak jest Kapitanie.

Ponadto stara się namówić Neila Perry'ego, by porozmawiał z ojcem w sprawie teatru. Co więcej, zaleca, by - jeśli ojciec się nie zgodzi - posłuchał go. Wypowiada to w słowach: "Dla ciebie to nie jest kaprys. Udowodnij mu to swoją pewnością i pasją. Pokaż mu to, a jeśli wciąż nie będzie ci wierzył... Cóż, do tego czasu skończysz szkołę, i będziesz mógł robić, co tylko zechcesz".
Fakt - źle ocenił sytuację, kiedy Neil go okłamał, że ojciec się zgodził. Chyba nie dał się nabrać, ale nie rozpoznał zagrożenia. Niemniej, czy to jest nakłanianie do buntu? 

Login (0)

Users have already commented on this article

Logáil isteachCláraigh chun tuairimí a phostáil.

Want to write a blog post ?

Don't hesitate to do so!
Click the link below and start posting a new article!