Weź się wymutuj!

ok. 7 minut czytania - polub, linkuj, komentuj!
Określenia, które od kilku miesięcy straszą całkiem niemałą grupę osób w wieku dojrzałym to Zoom, Click meeting (klik co?), Google meet, czasem jeszcze Skype czy Messenger („ja sobie żadnego fejsbuka zakładać nie będę”). Ci, którzy zrozumieli, że dawna rzeczywistość nie wróci i nieuniknione są spotkania w sieci, przystosowują się, bo jakoś żyć trzeba. Ambitni, zamiast na „jakoś”, stawiają na jakość i być może im jest już łatwiej. Ale nie każdy z nas urodził się ze smartfonem w ręku, a kiedy w dodatku nie posługuje się językiem angielskim, adaptacja do nowych warunków, które na wielu wymusiły pracę zdalną, spotkania, lekcje czy szkolenia on-line bywa naprawdę wyzwaniem. Czasem jest dość zabawnie.
A teraz zaszeruje ekran
Zwrot, który zawsze mnie bawi podczas spotkań na Zoomie, to "weź się wymutuj", co w tłumaczeniu znaczy - wycisz swój mikrofon (mute- niemy), do powszechnego języka w spotkaniach on-lineowych weszło też „szeruj ekran”, choć termin „podziel się ekranem” w niczym mu nie ustępuje.
Śmiesznie i absurdalnie brzmi ciągłe nawoływanie: jesteście tam? Słyszycie mnie? Marta, znikasz nam! Ci, którzy mieszkają na wsi i mają słabsze łącze, doskonale rozumieją, w czym rzecz. Kiedy podczas lockdownu przeszliśmy z mężem na przymusową pracę zdalną i mieliśmy bardzo słaby zasięg, bo zamieszkaliśmy prawie w lesie, jeździliśmy do pobliskiej wsi pod przejazd kolejowy, gdzie był niezły sygnał i pracowaliśmy z samochodu, wyglądając, jak nie przymierzając agenci FBI. Duży samochód z otwartymi drzwiami, dwoje ludzi z komputerami, komórkami i słuchawkami w uszach. Na wsi! Kolega, który jest wykładowcą na uniwersytecie przez dwa dni egzaminował studentów w swojej wiejskiej posiadłości pod brzozą, bo tylko tam miał zasięg. I nawet nie mógł usiąść, bo zasięg miał wyłącznie na określonej wysokości.
Lęk przed czymś nowym, nieoswojonym jest czymś naturalnym. Przypominam sobie sytuacje, gdy dawno, dawno temu moja ciocia wróciła z długiego urlopu zdrowotnego do pracy w księgowości, a na biurkach pojawiły się komputery. Ciocia była pilna, zależało jej na pracy, więc szybko rozpoczęła naukę obsługi komputera, ale już pierwsza lekcja dostarczyła wszystkim (poza ciocią) sporo radości, gdyż na polecenie instruktora: niech pani teraz z tego wyjdzie, pani Zosiu, ciocia posłusznie wstała od komputera i wyszła z pokoju.
Jakoś się do tych komputerów przyzwyczailiśmy, ba, nie wyobrażamy sobie pracy bez nich. Kiedy u nas w biurze wysiadł prąd na kilka godzin, to przez pierwsze kilkadziesiąt minut ludzie nie wiedzieli, co ze sobą począć bez e-maili, komputerów i telefonów. Może więc i do on-lineowych spotkań i szkoleń nabierzemy zaufania i uznamy je za naturalne.

Photo by Chris Montgomery on Unsplash
Ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć!
O aktorze Janie Himilsbachu krąży anegdota, że kiedyś, gdy szedł chodnikiem, zatrzymał się przy nim samochód, a siedząca obok kierowcy pasażerka otworzyła okno i zapytała z wdziękiem: przepraszam, jak trafić do filharmonii? Na to Himilsbach, tym swoim charakterystycznym ochrypłym głosem, odparł: Ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć!
Edukacja i praktykowanie, to ma sens. Z kilkudziesięciu bibliotek, które zadeklarowały udział w programie „Rozmowy przy wspólnym stole” (to spotkania dla mieszkańców przy przysłowiowym stole nastawione na dialog i słuchanie się wzajemne oraz dzielenie się doświadczeniem) tylko kilkanaście zdecydowało się kontynuować program, organizując spotkania on-line. Z tego tylko kilka tak naprawdę spróbowało i zbierają całkiem dobre doświadczenia. Na szkoleniach, podczas którego bibliotekarki miały okazje przećwiczyć możliwości, jakie daje platforma do szkoleń i narzędzia on-line, które mogą nadać spotkaniom dynamiki i je uatrakcyjnić, obserwowałam autentyczne zaciekawienie, chęć eksplorowania nowych przestrzeni, eksperymentowania i zabawy.
U nas się nie da
Niektórzy przyjmują jednak strategie przetrwania i oczekiwania na powrót normalności. Ta może jednak szybko nie nadejść (jeśli w ogóle), więc może warto się zacząć oswajać z nowymi kanałami komunikacji, uczyć się ich, ale w tzw. Polsce A, B czy D wymaga to zmian także na poziomie samorządów i rządu. Trzeba zainwestować w szybkie łącza, sprzęt i w cyfrową edukacje kadry oraz mieszkańców. Owszem, duże rządowe pieniądze poszły na cyfryzacje Polski i szkolenia, ale w wielu miejscach to przysłowiowa „krew w piach”, bo nawet najlepsza edukacja nie pomoże, gdy nie ma potem gdzie i jak praktykować.
Zaplanowane stacjonarne szkolenie z rozwiązywania konfliktów pracownicy ośrodka pomocy społecznej sami zmienili na spotkanie w sieci, ze względu na zagrożenie covidem. W dniu szkolenia, najpierw, okazało się, że jedyny sprawny komputer w ośrodku nie jest podłączony do Internetu (trenerka czeka), potem trzeba było zawołać informatyka, który musiał dojechać (trenerka nadal czeka), a gdy już podłączono Internet i trenerka połączyła się z ośrodkiem, okazało się, że wszystkie sześć pań siedzi ściśnięte przed jednym ekranem, no bo komputer jest jeden, a on-line jest tylko osoba szkoląca. W pokoju z paniami z OPS-u, tyle, że w innej części była też pani księgowa, ale miała swoją pracę do wykonania, więc postanowiła „tylko słuchać.” Efektywność takiego szkolenia chyba nie wymaga komentarza.
Te anegdotycznie brzmiące opowieści nie są jednak wcale takie śmieszne, gdy wczujemy się w sytuacje pracowników wielu ośrodków pomocy społecznej, bibliotek czy szkół, którzy pracują na starym sprzęcie i mają naprawdę bardzo słabe łącza oraz sprzęt. Jeśli na te warunki lub ich brak nałoży się opór przed nowymi technologiami, to mamy klasyczne „u nas się nie da”.
Z życia wzięte
Miałam niedawno spotkanie na Google meets, które było porażką. Najpierw odrzuciłam uczestniczkę zamiast przyjąć (strony przycisków mi się pomyliły, bo Zoom ma odwrotnie ) potem chciałam do niej zadzwonić, żeby przeprosić i zachęcić żeby się znów włączyła. Zamiast słuchawki w telefonie kliknęłam słuchawkę na ekranie komputera .... tym samym ja wyszłam ze spotkania, a jak już byliśmy wszyscy, to jej dziecko tak zaczęło rozrabiać, że straciła mikrofon więc z nami tylko czatowała (z opowieści jednej z edukatorek)
Syn mnie uczy: mamo musisz to zrolować, synu jak ja tu żadnej rolki nie widzę. Mamo w myszce masz takie coś, kręcisz tym i tyle (mama pięciorga dzieci).
Sama też niedawno prowadziłam webinarium, do którego przygotowania przypominały sceny z Monty Pytona. Przyszłyśmy z koleżanką kilka godzin wcześniej, aby przećwiczyć spotkanie. Ona już wcześniej przygotowała wszystko, a przynajmniej tak nam się wydawało, bo próby nie wypadły pomyślnie. Z obłędem w oczach sprawdziłyśmy wszystkie możliwe pomieszczenia w biurze i wszystkie sprawne komputery, wykonałyśmy kilkanaście telefonów do znajomych informatyków i nic nie grało, a czas leciał. Na jednym sprzęgało, na innym nie było słychać jej, a była moderatorką, na innym mnie, potykałyśmy się o kable itd. Skończyło się na tym, że siedziałyśmy obok siebie przy sześciu otwartych komputerach, a koleżanka- moderatorka komunikowała się z uczestnikami na czacie (co ja będąc w stresie nie odczytałam, że to ona i komentowałam czat: Kasia – w sensie jakaś uczestniczka- pisze do nas, że …. ), a ze mną za pomocą teatralnych szeptów, co pewnie nie uszło uwadze osób uczestniczących. Obie, całkiem dobrze odnajdujące się w nowej technologicznej rzeczywistości, zakończyłyśmy spotkanie umęczone, jak po przerzuceniu kilku ton węgla.
Jak pokazują przykłady, nawet osoby pozornie zaznajomione z nowymi technologiami mają swoje wpadki i tzw. trudne sytuacje. Na koniec więc kilka przykazań dla początkujących w tym obszarze:
-
Ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć.
-
Jak się coś nie udaje, trudno, nie przejmować się tak bardzo, stres potęguje chaos. Uczymy się wspólnie. Patrz też punkt 3.
-
Zawsze można się dopytać uczestników, to jest angażujące.
-
Grunt to otwarty, zaciekawiony umysł. Dobre nastawienie pomaga w uczeniu się.
-
Nasze pozytywne nastawienie przekłada się na pozytywne nastawienie odbiorców/uczestników spotkania i odwrotnie.
-
Jak już się czegoś nowego nauczyliśmy, pokażmy najpierw jak to działa jakiejś życzliwej osobie. Uczenie innych utrwala naszą wiedzę i umiejętności.
-
Ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć (Jan Himilsbach wiedział, co mówi).
Monika Hausman-Pniewska – Trenerka i animatorka, od wielu lat związana z sektorem pozarządowym i edukacją dorosłych, zwłaszcza tą pozaformalną i nieformalną, w działaniu. Pracuje w Federacji Organizacji Socjalnych Województwa Warmińsko-Mazurskiego FOSa w Olsztynie. Ambasadorka EPALE
Zajmujesz się animacją społeczną? A może koordynujesz działania wolontariuszy? Planujesz działania na rzecz osób o niskich kwalifikacjach? Szukasz inspiracji, sprawdzonych metod i niestandardowych form? Tutaj zebraliśmy dla Ciebie wszystkie artykuły na ten temat dostępne na polskim EPALE! |
Zobacz także:
Kommentar
Dzięki za historie z życia.
- Anmelden oder Registrieren, um Kommentare verfassen zu können
Ubawiłam się czytając część o
- Anmelden oder Registrieren, um Kommentare verfassen zu können
Słuszna uwaga, szczególnie dla edukatorów
Warto też pamiętać, że nie tylko Zoomy są w cyfrowej edukacji. Mamy jeszcze działania asynchroniczne, mamy mnóstwo metod, które pozwalają rozwinąć skrzydła.
- Anmelden oder Registrieren, um Kommentare verfassen zu können
Wiele osób unika ćwiczeń i