O zgubnych skutkach plusów za aktywność




Od kiedy zaczęłam przygodę z różnymi formami edukacji, zawsze miałam problem ze zrozumieniem idei plusów za aktywność. Najgorzej było w szkole podstawowej. Nauczyciele zachęcali nas plusami do aktywności także w taki sposób, że za trzy plusy można było dostać piątkę, a to z kolei w istotny sposób wpływało na oceny semestralne lub końcowe. Podobnie było w liceum. Miałam nadzieję, że na studiach będzie inaczej i jako osoby dorosłe będziemy traktowani bardziej serio. Niestety bardzo się zawiodłam, gdyż na poziomie akademickim też spotkałam wykładowców, którzy „motywowali” studentów stawiając plusy za aktywność. Im dłużej doświadczałam tej formy wspierania mojej aktywności, tym bardziej rósł mój sprzeciw wobec niej i przekonanie o jej szkodliwości. Jako nauczyciel pracujący z dorosłymi NIGDY nie stawiam plusów za aktywność.
Dlaczego nie stawiam plusów za aktywność?
Powodów jest kilka. Jedne wynikają z doświadczenia, inne z wiedzy dotyczącej aktywności, motywacji i pracy z grupą.
- Już w szkole podstawowej zorientowałam się, że aktywne są ciągle te same osoby. Nie były one ani najbystrzejsze, ani najbardziej wygadane. Po prostu szybko reagowały. Teraz wiem, że tę sytuację można odczytywać w wielu kontekstach, ale dwa z nich wydają mi się szczególnie interesujące. Pierwszym jest potrzeba ekspozycji społecznej. W każdej grupie mamy osoby, które nie mają problemu z występowaniem lub wypowiadaniem się na forum. Czasem potrafią one nawet zdominować grupę, potrzebują dużo miejsca i uwagi dla siebie. W każdej grupie znajdą się także osoby, które takich potrzeb nie mają, a nawet mogą mieć lęki ekspozycyjne. Oznacza to, że na forum grupy się nie wypowiedzą i nie zgłoszą się do odpowiedzi. Druga sprawa to sposób reagowania związany z temperamentem. Jedni reagują szybko i mocno, inni wolno i słabo. Jedni już są gotowi do odpowiedzi na postawione pytania, do innych dopiero dociera, że na końcu wypowiedzi prowadzącego zajęcia był znak zapytania. Dla mnie oznacza to, że nie mam prawa nagradzać (plusem za aktywność) lub karać (jego brakiem) kogoś za jego cechy temperamentalne lub cechy osobowości czy charakteru.
- Kolejna sprawa to jakość wypowiedzi. To, że ktoś mówi dużo i często wcale nie musi oznaczać, że jego wypowiedzi są na temat, są refleksyjne i wnoszą nową jakość.
- Trzecia sprawa to dynamika małej grupy. Podręczniki omawiające zagadnienia pracy z grupą podpowiadają, że w grupie 25-30 osobowej aktywnych może być 3-5 osób. Praktyka edukacyjna też na to wskazuje. Dla reszty najczęściej brakuje czasu i przestrzeni. Głównie dlatego, że kolejne osoby nie powtarzają myśli, które były już raz przytoczone, nawet jeśli myślą bardzo podobnie. Po prostu, ktoś wypowiedział je przed nimi.
Szczególnie dynamika małej grupy generuje niekorzystne skutki stawiania plusów za aktywność. Osoby wolniej reagujące mogą mieć poczycie krzywdy, niesprawiedliwości. Nie otrzymują gratyfikacji nie dlatego, że nie mają nic do powiedzenia, ale dlatego, że nie zdążą się wypowiedzieć. Po kilku niepowodzeniach rezygnują z kolejnych prób. A to z kolei uruchamia najbardziej zgubny skutek tej sytuacji, czyli mechanizm wyuczonej bezradności.
Co zamiast plusów?
Po pierwsze unikam wszelkiego rodzaju dyskusji na forum czy tak zwanych pogadanek. Te formy sprawiają, że prowadzący rozmawia z kilkoma „aktywnymi” osobami. Zamiast tych rozwiązań proponuję takie formy dyskusji, które stwarzają więcej szans i możliwości na rozmowę, wymianę myśli, formułowanie argumentów. Szukam takich form pracy, które angażują możliwie wiele osób z grupy.
Najczęściej wykorzystuję:
- dyskusję „za i przeciw”
- debatę oksfordzką
- dyskusję panelową.
Dyskusja „za i przeciw” - jak sama nazwa wskazuje - służy przede wszystkim do przekonywania lub rozstrzygania sporów. Ten rodzaj dyskusji uczy przygotowywania argumentów wspierających i negujących tezę, daje więc możliwość przeanalizowania obu aspektów zagadnienia. Najbardziej przydatne są więc tematy kontrowersyjne, takie, do których nie jest trudno znaleźć mocne argumenty za i przeciw. Uczestników do grup dobieram losowo. Oznacza to, że muszą szukać argumentów biorąc na chwilę „w nawias” własne przekonania i preferencje.
Debata oksfordzka wywodzi się ze środowiska angielskich uniwersytetów, gdzie była stosowana jako jedna z najpopularniejszych metod nauczania różnych przedmiotów, zwłaszcza humanistycznych. Tradycja ta wpłynęła na uksztaltowanie się ścisłej struktury debaty oksfordzkiej i jej uporządkowanie. Obecnie pojawiają się różne warianty tego rodzaju dyskusji, ale modyfikacje te nie naruszają jej tradycyjnych zasad. W debacie oksfordzkiej uczestniczą: dwa zespoły: A - zwolennicy dyskutowanej tezy (afirmacja) oraz N - przeciwnicy tezy (negacja); marszałek i sekretarz: pierwszy to prowadzący debatę, drugi - zajmuje się porządkiem formalnym w trakcie dyskusji; sędziowie: nieparzysta liczba oceniających argumenty, przygotowanie zespołów i poszczególnych mówców, zachowanie limitów czasowych, stylistykę wypowiedzi itp. oraz obserwatorzy: osoby spoza wymienionych wyżej grup, mające prawo do zadawania pytań oraz glosowania wyłaniającego zwycięzcę. Zadania wszystkich uczestników debaty oksfordzkiej są podobne do funkcji uczestników klasycznej dyskusji “za i przeciw” tyle tylko, że są ścisłej określone, bardziej sformalizowane i oceniane przez sędziów i obserwatorów.
Dyskusja panelowa różni się od dyskusji “za i przeciw” tym, że nie służy do rozstrzygania sporów, a jedynie do prezentowania różnych stron omawianego zagadnienia. Dlatego zamiast formowania dwóch zespołów prezentujących argumenty do dyskusji panelowej zaprasza się ekspertów, którzy zajmują się tym samym zagadnieniem, ale z różnych perspektyw. Rolę ekspertów mogą przyjąć uczestnicy zajęć.
Można dyskutować bez plusów za aktywność!
Dyskusje i debaty to doskonała okazja nie tylko do omówienia konkretnego zagadnienia lub problemu. To także bezpieczna przestrzeń do rozwijania kompetencji społecznych, takich jak komunikowanie się, rozwiązywanie konfliktów, argumentowanie, praca zespołowa. Jest to forma, kiedy w naturalny sposób można doświadczyć dynamiki pracy grupy, poznać różnice między grupą i zespołem oraz ideę komplementarności kompetencji. Dobrze zaplanowana, zrealizowana i omówiona dyskusja, może pomóc uczestnikom zajęć w rozpoznaniu ich rzeczywistych kompetencji w zakresie komunikowania się. Jako metoda prowadzenia zajęć ma wiele zalet:
- angażuje uczestnika (niezależnie od roli, jaką odgrywa w debacie)
- umożliwia wykorzystanie wiedzy i umiejętności wielu uczestników jednocześnie
- wspomaga proces podejmowania decyzji
- kształtuje umiejętność logicznego myślenia i argumentacji
- daje możliwość przygotowania się do prezentacji publicznych
- wspomaga rozwijanie umiejętności komunikacyjnych.
Warto pamiętać jednak, że jest to metoda wymagająca. Dobrze przeprowadzona wymaga dużych umiejętności organizacyjnych zarówno ze strony prowadzącego jak i uczestników. Należy też uwzględnić, że dyskusje często wyzwalają emocje - zarówno pozytywne, jak i te trudniejsze. Każdy trener, zanim zaprojektuje zajęcia z wykorzystaniem tych metod, powinien się zastanowić, czy posiada kompetencje, aby także z tymi emocjami sobie poradzić.
dr hab. Małgorzata Rosalska – pedagog, doradca zawodowy, adiunkt w Zakładzie Kształcenia Ustawicznego i Doradztwa Zawodowego na Wydziale Studiów Edukacyjnych Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Specjalizuje się w problematyce z zakresu doradztwa edukacyjno-zawodowego, polityki rynku pracy, edukacji dorosłych i polityki oświatowej.
Interesujesz się podnoszeniem kwalifikacji zawodowych i doradztwem zawodowym dla dorosłych? Szukasz inspiracji, sprawdzonych metod i niestandardowych form? Tutaj zebraliśmy dla Ciebie wszystkie artykuły na ten temat dostępne na polskim EPALE! |
Zobacz także:
Co łączy ocenę umiejętności z horoskopem?
Komentarz
Trafne spostrzeżenie
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
Plusy za aktywność w opinii studenta
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
Plusy za aktywność - forma często nielubiana przez studentów
Pani Małgorzato, bardzo się cieszę, że ktoś poruszył ten właśnie temat. Przyznam szczerze, że nigdy wcześniej się na to nie natknęłam, a jest to niewątpliwie ważna kwestia dotycząca dzisiejszej edukacji. Zgadzam się w 100% z Pani wypowiedzią i co więcej – czytając Pani artykuł mimowolnie przytakiwałam i w myślach wciąż pojawiały mi się słowa: to prawda, tak właśnie jest! Z doświadczenia wiem, że podczas pierwszych, organizacyjnych zajęć, kiedy prowadzący przedstawia warunki zaliczenia przedmiotu i padają słowa: obecność oraz plusy za aktywność – znaczna część studentów nie jest z tego faktu zadowolona. Ponadto najczęściej są jeszcze dodane szczegółowe rygory, czyli odpowiednia ilość plusów = odpowiednio wysoka ocena końcowa.
Oprócz tego co Pani napisała, bywa również tak, że ktoś woli
wypowiedzieć się w formie pisemnej i przychodzi mu to z większą łatwością,
dlatego to też dodałabym do alternatywnych form zaliczenia. Dobrym sposobem
jest również wcześniejsze przesyłanie przez wykładowcę tekstu i prośba
odpowiedzi na pytania pisemnie
w domu. W tej sytuacji, każdy student ma równe
szanse i okazję do wypowiedzi przemyślanej i sensownej. Podczas zajęć
wykładowca zbiera prace i wówczas każdy ma możliwość otrzymania wymaganego „plusa”.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
Czy mogę otworzyć okno?
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
Dziękuję za poruszenie tego
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
Martyna, bardzo dziękuję za
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
Ciekawa alternatywa
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
Dyskusja panelowa
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
Metoda świetna, choć ryzykowna
Małgorzato, doskonale rozumiem Twój sprzeciw wobec plusów za
aktywność. Jako ktoś, kto najpierw układa w głowie wypowiedź, a następnie
zabiera głos, rzadko miałam możliwość spontanicznego wypowiadania się na zajęciach.
Niezwykle mnie to frustrowało, ponieważ, jak sama zauważyłaś, osoby, które jako
pierwsze zabierały głos, niekiedy nie wnosiły nic wartościowego do dyskusji.
Zgadzam się z Twoją opinią, że warto starać się angażować wszystkich
uczestników. Myślę, że dzięki temu mogą oni się więcej nauczyć poprzez głębsze
uczestnictwo, być może też będą lepiej postrzegać samo doświadczenie zajęć i
pozytywnie zapisze się ono w ich pamięci, a co najważniejsze - zmniejszy się
liczba osób, które chciały się wypowiedzieć, a nie mogły, ponieważ nie walczyły
wystarczająco skutecznie o głos.
Zgadzam się również z tym, że zaangażowanie większej liczby
uczestników wiąże się z pewnymi zagrożeniami – emocje, o których pisałaś, mogą
nie tylko przeszkodzić w osiągnięciu celu dydaktycznego debaty i doprowadzić do
konfliktu w grupie, lecz także zmusić niektórych uczestników do wycofania się,
by najmocniejsze charaktery walczyły o „swoją rację”. Uważam, że tylko solidnie
przygotowany, asertywny i przede wszystkim opanowany trener powinien podejmować
trud przeprowadzenia debaty czy dyskusji, a kiedy temat jest kontrowersyjny,
niekiedy warto odpuścić tę świetną, choć ryzykowną metodę dla własnego bezpieczeństwa.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
Dyskusji naszych (nie)powszednich daj nam dzisiaj...
Całkowicie podzielam Pani opinię w kwestii dysfunkcjonalności praktyki nagradzania plusami aktywnego uczestnictwa w zajęciach, sprowadzającej się, de facto, do faworyzowania wybranych cech osobowościowych, temperamentalnych. To z kolei już o krok od uskuteczniania prywatnych sympatii i antypatii. Rodzi to negatywne skutki zarówno dla aktywnych, wśród których może pojawić się niekonstruktywna rywalizacja, jak i dla nieaktywnych, utwierdzających się w zastałej dynamice grupy. Z zaproponowanych alternatyw najbardziej skłaniam się ku dyskusji "za i przeciw" oraz dyskusji panelowej. W dyskusji oksfordzkiej nie przekonuje mnie fakt oceniania samej formy, a także zaangażowania uczestników przez sędziów i obserwatorów.
Za uwagę zasługuje też jeszcze jedna bardzo ważna kwestia: postawa i umiejętności prowadzącego. Stety czy niestety tego typu aktywizacje wymagają od osoby prowadzącej wysokich kompetencji emocjonalnych i organizacyjnych. Świadomość tego jest ciągle zbyt mała, przynajmniej na to wskazuje codzienna praktyka, bo choć metody wykorzystujące dyskusję pojawiają się w uczelnianych murach, to wykładowcy nie radzą sobie z kontrolowaniem przebiegu i aktywnym regulowaniem atmosfery emocjonalnej podczas ich trwania.