Kilka lekcji prawa w edukacji cyfrowej, które odebrałem unikając prawa jak ognia
ok. 6 minut czytania - polub, linkuj, komentuj!
Jestem matematykiem, pasjonatem uczenia i przedsiębiorcą. Sprawy formalno-prawne zawsze przychodziły mi z trudem. Uwielbiam mojego prawnika i rozmowy z nim, ale nie przepadam za płaceniem faktur, więc musiałem sobie jakoś tę kuwetę ogarnąć, żeby wzywać prawnika tylko tam, gdzie to niezbędne.
A edukacja cyfrowa stawia nieco wyzwań, szczególnie edukatorom, którzy przychodzą ze świata klasycznych usług szkoleniowych.
Usługi realizowane w edukacji cyfrowej potrafią być dosyć złożone, bo z jednej strony wykonujemy usługę uczenia, ale poza tym:
- udostępniamy w ramach tej usługi jakieś treści;
- być może dajemy dostęp do jakiejś platformy e-learning;
- przetwarzamy dane osobowe i być może firmy;
- świadczymy usługi drogą elektroniczną.

Photo by Andrea Piacquadio: https://www.pexels.com/photo/classy-executive-male-reading-papers-on-co…
Lata pracy w branży edukacji dały mi kilka lekcji, które bardzo mi pomagają i pozwalają mniej wydawać na wsparcie prawników.
LEKCJA 1: Własna umowa, gdzie się da
Przez wiele lat starałem się unikać pracy nad umowami, głównie z powodu lenistwa i tego, że mam wiele innych zainteresowań. Cieszyłem się z tego, że klienci proponują swoje wzory umów. Jednak im ciekawsza usługa, tym większe prawdopodobieństwo, że prawnicy po stronie klientów powymyślają niestworzone rzeczy, które trudno zaakceptować. Z czasem zauważyłem, że rzetelne przeczytanie umowy od klienta to też olbrzymi wysiłek – szczególnie, jeśli nie masz wprawy w pracy nad tekstami prawnymi.
Mój prawnik twierdzi, że najlepiej być tym, który proponuje umowę, bo analiza czyjejś umowy jest zwykle czasochłonna. Najlepiej mieć dobrze opracowaną umowę, gdzie są rozpracowane i przemyślane kwestie związane ze specyfiką swojej usługi i na tyle ją rozumieć, żeby móc ją używać wielokrotnie. Opracowanie pierwszej umowy może wymagać udziału prawnika, ale potem już masz spokój.
Jeśli możesz, to proponuj własną umowę. Z praktyki wiem, że klienci często ją przyjmują (zapewne również z lenistwa). W końcu to ty znasz swoją usługę i potrafisz ją opisać.
LEKCJA 2: Zaprzyjaźnij się z pojęciem licencji
Mój prawnik do wyjaśnienia licencji używa metafory samochodu. Przekazanie praw autorskich (na ogół majątkowych) to jakby sprzedaż samochodu. Jak sprzedaję samochód, to już kupujący robi sobie z nim co chce. Udzielenie licencji to jakby wynajęcie samochodu. Mogę postawić warunki, na jakich można z niego korzystać. Klient dostaje samochód, ale musi respektować zasady wynajmu.
Warto się zapoznać z pojęciem licencji, a nawet opłacić prawnika, który pomoże to zrozumieć i na własne potrzeby sformułować, bo w edukacji cyfrowej często tak naprawdę nie chcemy przekazywać wszystkich praw do naszych utworów.
Dzięki licencji możemy wielokrotnie wykorzystywać swoje utwory elektroniczne i kontrolować sposób użycia naszego dorobku przez klientów.
Staram się operować licencjami gdzie się da. Zdarza mi się przekazywać prawa autorskie, ale jest to świadoma decyzja, na przykład napisanie artykułu dla konkretnego medium.
LEKCJA 3: Wyjaśniaj i nie pozostawiaj luk
Przypomina mi się sytuacja. Klient zamawia webinar – podobno ma być jakieś 50 osób, ale nie ma pewności. Otrzymuje wycenę na kilka tysięcy złotych. Z czasem komunikuje, żeby się nie martwić o przepustowość, bo mają świetny system. I tutaj włącza mi się w głowie czerwona lampka – przecież przepustowość nie jest wyzwaniem w takim webinarze. Dopytuję klienta. Okazuje się, że webinar będzie transmitowany do kilkuset kolejnych osób. Klient nie widzi problemu – wszak zapłaci za moją pracę, więc o co właściwie pretensje. Z mojej perspektywy jednak to coś nie halo – edukowanie pięćdziesięciu osób to nie jest to samo co pięciuset.
Dla mnie to wyzwanie, bo bardzo lubię swoich klientów i nie chcę się z nimi kłócić. W ogóle unikam sytuacji konfrontacyjnych, a tu zanosi się na to, że albo to przełknę albo będzie trudna rozmowa z klientem.
Dlatego staram się jasno pokazywać klientom jaki jest zakres mojej licencji. We wspomnianym przypadku już na etapie oferty napisałbym klientowi, że kwota X obejmuje licencję do 50 osób, potem obowiązuje nieco wyższa kwota Y, a jak zapłacą Z, to mogą dostarczyć moje materiały dowolnej liczbie swoich pracowników.
I tak robię teraz. Robię wszystko, żeby klient nie miał przestrzeni do nadużyć i żeby rozumiał, że nie płaci za pracę (której jest mniej więcej tyle samo przy webinarze na 50 i 500 osób), ale za wartość intelektualną, którą dostarczam jego pracownikom.
Uściślanie jest też moją metodą na wydumane zapisy umowy, którą proponują klienci, szczególnie korporacje. Kiedyś dostałem umowę z zapisem typu NDA (zachowanie tajemnicy) mówiącym, że dane przekazywane w projekcie są chronione i za ich rozpowszechnienie grozi kara kilku tysięcy złotych. Zwykle wtedy podkreślam jak bardzo szanuję kwestie poufności i w związku z tym proszę o wskazanie, o które dokumenty chodzi oraz wskazanie bezpiecznej formy, w jakiej zostaną mi przekazane. Zwykle wtedy okazuje się, że tak naprawdę chodzi o listę uczestników oraz treść umowy.
LEKCJA 4: Optymalizuj wysiłek
Nie zawsze się da uniknąć wysiłku związanego z prawną stroną naszej działalności, ale można zrobić kilka rzeczy, żeby tego wysiłku było możliwie mało. Oto kilka wskazówek:
- Jeśli używasz zdjęcia lub muzykę ze stron, które takie media oferują, to wybierz kilka takich serwisów, przeanalizuj ich umowy i nakaż sobie i pracownikom twojej organizacji używanie tych „sprawdzonych” źródeł.
- Potraktuj informacje prawne jako część niezbędnej dokumentacji kursu – na przykład stosując zdjęcia pobrane z Internetu w swoim projekcie zapisz w dokumentacji źródło ich pochodzenia. To można zrobić nawet w pliku tekstowym, byle by było pod ręką, gdy trzeba będzie pokazać, że są to legalne treści.
- Jeśli przyjmujesz scenariusze szkoleń od trenerów lub ekspertów, to wymagaj, by podawali źródła wszelkich ilustracji, które wykorzystują.
- Jeśli już coś przygotowujesz z prawnikiem, to w taki sposób, żeby to było wielokrotnego użytku. Naciskaj, by prawnik ci wszystko wytłumaczył.
Róbmy wszystko, żeby nie zajmować się papierzyskami, tylko mieć czas na to, co lubimy najbardziej – uczenie.
Sławomir Łais – edukator z ponad 20-letnim doświadczeniem w edukacji cyfrowej, projektant aplikacji uczących, autor publikacji, bloger praktykatrenera.pl, prelegent wielu konferencji. Prezes OSI CompuTrain, współtwórca metody i narzędzi Learning Battle Cards. Trener, konsultant w stosowaniu nowoczesnych technologii w uczeniu. Członek rady Fundacji Digital Creators. Ambasador EPALE.
Interesują Cię nowe technologie w edukacji osób dorosłych? Szukasz inspiracji, sprawdzonych metod prowadzenia szkoleń, narzędzi trenerskich i niestandardowych form?
Tutaj zebraliśmy dla Ciebie wszystkie artykuły na ten temat dostępne na polskim EPALE!
Zobacz także:
Edukator do Specjalsów – jak wchodzić w edukację cyfrową bez przewagi liczebnej
Trzy powody, dla których warto zająć dokumentowaniem i budowaniem know-how firmy
Społeczności uczące się w przestrzeni cyfrowej dla twojego rozwoju
Cztery sposoby na wyjście poza ograniczenia nudnej liniowości
Projektuj uczenie tak, by zrozumieli - dobierz odpowiednie metody
Kommentar
Myślę, że jeszcze nadrzędną…
Myślę, że jeszcze nadrzędną lekcją jest przyzwyczajenie się do tego, że otaczamy się regulacjami i czasem też musimy takie regulacje stawiać. Często jestem pytany np. o to: czy możemy pokazywać listę uczestników webinaru, jeśli są tam imiona i nazwiska, albo: jeśli uczestnik podczas szkolenia wypowie się na jakiś temat, to czy mogę później tę wypowiedź wykorzystać?
Ja pytam wtedy: a co na to Twój regulamin?
Zazwyczaj następuję zdziwienie. No właśnie, jeśli realizujesz usługę to Ty odpowiadasz za reguły jej dostarczenia. Nie dość, że powinny być jasno określone, to jeszcze zgodne z obowiązującym prawem. Niestety, my często skupiamy się na tym, żeby platforma była funkcjonalna, oprogramowanie nie generowało dużych kosztów, a kwestie prawne pomijamy często prawie zupełnie. Coś nam świta w głowie, że trzeba "załatwić" sprawy RODO czy prawa autorskiego, ale jest tego znacznie, znacznie więcej.
Som svar på Myślę, że jeszcze nadrzędną… av Piotr Maczuga
Regulaminy
Myślę, że Regulamin walczy o Grand Prix co najmniej w dwóch kategoriach: najczęściej kopiowana treść pomiędzy stronami internetowymi oraz "wielki nieobecny".
Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto napisał regulamin swojej usługi słowo po słowie. Myślę, że w najlepszym scenariuszu jest to skorzystanie z szablonu i świadoma podmiana odpowiednich fragmentów, a właściwie informacji. Może ChatGPT to zmieni?
Sprawa licencji niby jest…
Sprawa licencji niby jest prosta, ale w praktyce często okazuje się, że bez prawnika się nie obędzie. I nie chodzi nawet o wybranie odpowiedniej licencji. My produkujemy dużo materiałów szkoleniowych i nie raz mi się zdarzyło trafić na ich fragmenty przepisane w pracach innych osób. Problemem jest wyegzekwowanie swoich praw.
Także bardzo nie lubię…
Także bardzo nie lubię grzebać się w "papierzyskach" i mam "mroczki" przed oczami, kiedy mam przeczytać umowę proponowaną przez klienta korporacyjnego. Te najbardziej ważkie kwestie lubię pozostawiać prawnikowi. Jednak wielokrotnie przekonałam się, że warto znać kluczowe aspekty prawa, które dotyczą moich codziennych działań: jak legalnie korzystać z grafiki i innych utworów, jak formułować uzgodnienia z klientami, kiedy powinna mi się zapalić czerwona lampka... tego nikt za mnie nie zrobi.