Wywiad EPALE: Potencjał tkwiący w kulturze dostępnej. O wyzwaniach dla edukatora i edukatorki

ok. 17 minut czytania - polub, linkuj, komentuj!
Rozmowa z Rafałem Lisem, specjalistą ds. wolontariatu, koordynatorem ds. dostępności w Muzeum Emigracji w Gdyni
EPALE: Jak Pan definiuje dostępność w instytucji kultury i dlaczego ta kwestia jest tak ważna?
Rafał Lis: Dostępność to cecha środowiska, produktu lub usługi, polega na gwarantowaniu równego dostępu dla każdego na tych samych zasadach, bez konieczności wkładania dodatkowego wysiłku w użytkowanie lub uczestniczenie w procesie. Ta definicja dostępności „biegnie”, oczywiście, za Programem Dostępność Plus oraz za Konwencją ONZ o Prawach Osób Niepełnosprawnych. Trzymam się jej jak zbawiennej poręczy.
Dostępność jest ważna, ponieważ ważne są prawa człowieka oraz nieograniczony dostęp do wszystkiego, co finansowane jest ze środków publicznych. Każda i Każdy powinien mieć takie same szanse oglądania czy doświadczania tego, co wszyscy w instytucjach kultury. Zwłaszcza, że większość instytucji finansowana jest ze środków publicznych.
EPALE: W jaki sposób instytucje kultury powinny wychodzić naprzeciw potrzebom osób z niepełnosprawnościami? Jak mogą tę dostępność realizować w praktyce?
R.L.: Przede wszystkim instytucje muszą pamiętać o tym, że nie tworzą programu tylko dla biegle czytających, dobrze widzących, świetnie słyszących, wspaniale wspinających się po schodach… Organizatorzy i zarządzający instytucjami powinni mieć świadomość, że „szczególne potrzeby”, o których mówi ustawa z zeszłego roku, mogą dotyczyć osób posiadających niepełnosprawności, ale nie muszą. Mogą to być potrzeby o charakterze stałym lub tylko tymczasowym (np. po operacji).
Ktoś, kto pojawia się w teatrze, w muzeum, czy w sali warsztatowej, nie zawsze widzi tak samo jak inni. Należy cały czas pamiętać, że odbiorca może mieć różne możliwości i różne potrzeby.
To pierwszy krok: instytucje muszą to dostrzec. Mam wrażenie, że to się już wydarzyło. Teraz organizatorzy i zarządzających kulturą muszą dowiedzieć się, co zmienić, aby ich instytucje stały się (bardziej) dostępne. Ponieważ niestety często tej wiedzy brakuje, korzystają z doświadczeń organizacji pozarządowych.
W mojej branży jest jedynie kilka NGO-sów, które uczą, jak powinien wyglądać dostęp do kultury. Możliwe, że to dlatego osoby z niepełnosprawnościami nie pojawiają się w instytucjach kultury. Na tym polega „błędne koło niedostępności”. Tego terminu używam często na szkoleniach, które prowadzę. Chodzi o to, że instytucje były niedostępne i często nadal takie są, ponieważ świat był projektowany dla tzw. pełnosprawnego (najczęściej) mężczyzny. Osoby z różnego rodzaju niepełnosprawnościami się tam nie pojawiały, bo były przekonane, że po prostu niczego tam dla nich nie ma. Teraz w niektórych instytucjach nagle pojawia się usługa lub narzędzie budujące jej dostępność, a osoby z niepełnosprawnościami dalej się nie pojawiają. Dlaczego? Często o tym nie wiedzą, czasem nie wierzą, że to co się tam znajduje jest dla nich w pełni dostępne i przygotowane tak, aby czuły się godnie i komfortowo.
Ważna jest również świadomość metod, jakie budują dostępność. Ale kluczowe jest również znalezienie na to pieniędzy oraz osób, które potrafią to wykonać w sposób odpowiedni. Wszystko powinno być wsparte rzetelnym dialogiem ze środowiskiem osób z niepełnosprawnościami. Dialogiem, w którym to środowisko traktowane jest na równi i po partnersku. Niestety wcale nie jest jeszcze częstą praktyką w instytucjach kultury.
EPALE: Często pojęcie dostępności sprowadzane jest do dwóch aspektów: architektonicznego gdzie zapewniony jest podjazd i szerokie drzwi umożliwiające dostęp do instytucji kultury dla osób poruszających się na wózku inwalidzkim oraz cyfrowego – mamy wirtualną wystawę, więc można ją obejrzeć online, bez wychodzenia z domu i bez ograniczeń. Czy to nie za duże uproszenie i o czym, myśląc w taki sposób zapominamy?
R.L.: Tak naprawdę nie wiem skąd bierze się prymat dostępności architektonicznej nad innymi aspektami dostępności instytucji kultury. Rzeczywiście bardzo często zapomina się o dostępnym programie, dostępnej komunikacji czy odpowiednio przygotowanej stronie internetowej. Rzadko działania organizuje się w taki sposób, aby osoby z niepełnosprawnościami były ich realnymi uczestnikami.
Prymat zagadnień związanych z architekturą, w moim odczuciu może wynikać z przepisów prawa budowlanego. Projektując nowy budynek czy adaptując już istniejący, organizator czy zarządzający instytucją ma obowiązek przystosowania siedziby do bezpiecznego użytkowania przez osoby z niepełnosprawnościami. To jest pierwszy krok sankcjonowany przez prawo i stosowany (z różnym skutkiem) przez wszystkich. Potem… instytucja się otwiera i restrykcyjny nadzór nad dostępnością zdaje się już nie występować. Wobec tego instytucje pamiętają o dostępności architektonicznej, ale często nie zwracają uwagi na to, co się wydarza później. Oczywiście, jest kilkadziesiąt instytucji w skali kraju, w tym kilkanaście, które wiodą w tym prym i są w awangardzie dostępności, które wdrażają dostępne usługi i narzędzia oraz pamiętają o wszystkich grupach odbiorców.
Kiedy współpracuję z instytucjami jako szkoleniowiec, widzę, że często ich pracownicy i pracownice zapominają o najbardziej podstawowych i niemal bezkosztowych narzędziach takich jak: język prosty czy narzędzia wspierające osoby niewidome w sieci. Konstruowanie komunikatów w sposób zrozumiały dla absolwenta/absolwentki szkoły podstawowej lub uzupełnianie grafiki o tekst alternatywny to nie jest wysiłek dla instytucji, zwłaszcza dla takich, które operują milionowymi budżetami.
Wciąż jest tak, że podczas rozmowy o niepełnosprawnościach ludzie mają przed oczami osobę na wózku. A kiedy pytam o dostępność instytucji kultury, to słyszę zapewnienia o windach i podjazdach. Co więcej, często zarządzający ignoruje wtedy fakt, że podjazd jest wybrukowany albo wyłożony gęstą, metalową siatką, która np. wykluczy wsparcie psa przewodnika. Często też drzwi nie mają odpowiedniej szerokości albo są za ciężkie. Albo, co mnie osobiście bardzo martwi, instytucje projektują osobne wejścia dla osób o ograniczonej mobilności.
Często - to moje subiektywne odczucie - dostępność jest trochę pozorowana. Dlatego tak ważna jest nowa ustawa, która kładzie nacisk również na dostępność cyfrową i komunikacyjną. Trochę mało jest tam o dostępności programowej, czyli nie listuje się tam narzędzi, które mogą budować dostępny warsztat albo dostępny spektakl. W mojej opinii przydałoby się jeszcze rozporządzenie mówiące więcej o tym, w jaki sposób produkować dostępną kulturę.
Dla mnie niepokojące jest też to, że dużo mówi się o projektowaniu uniwersalnym, w kontekście infrastruktury dotowanej ze środków publicznych, a jeśli chodzi o kulturę, to najczęściej opowiada się o adaptacji czegoś. co już jest gotowe. Czyli słynny reżyser albo wspaniała poetka produkują coś, co potem dział edukacji albo koordynator ds. dostępności reinterpretują na potrzeby grup osób z niepełnosprawnościami. Mało kto w Polsce rozpoczyna dialog o nowym wydarzeniu, gdzie pada: „Reżyserze, malarko, pokażemy Ci środki, które możesz zaimplementować podczas tworzenia twojej sztuki tak, żeby osoba niewidoma mogła z niej skorzystać na równych zasadach”. Czekam na taki moment, w którym instytucje na szeroką skalę będą projektować uniwersalnie, a nie zamawiać niedostępne dzieła, żeby je potem udostępniać.
EPALE: Jak kwestia dostępności wygląda w Polsce i na świecie? Czy są kraje które można by postawić za wzór? Kogo powinniśmy naśladować?
R.L.: To nie będzie to zaskoczeniem, kiedy powiem, że kraje którym staram się pilnie przyglądać to Skandynawia, Benelux i Wielka Brytania. Już w latach 70. projektowane były tam instytucje dostępne dla osób z niepełnosprawnościami, a napisy w telewizji były czymś powszechnym. I tak jest do tej pory.
Jako przykład z zagranicy chciałbym przywołać Muzeum Wiktorii i Alberta w Londynie, które ma sztab ludzi zajmujących się dostępnością. Co więcej, temu zespołowi przewodniczy osoba niewidoma. I jeśli ktoś mnie pyta, jaki jest cel organizacji dostępności w instytucji kultury, to spieszę z odpowiedzią: dążmy do tego, żeby osoby z różnymi niepełnosprawnościami, budowały zespoły dostosowujące instytucje do ich potrzeb. Oni i one wiedza najlepiej, co jest im potrzebne!
Na etapie na którym jesteśmy teraz, osoby z niepełnosprawnością pełnią rolę zewnętrznych ekspertów lub edukatorów. Wypełnia to oczywiście postulaty działalności samorzeczniczej, która wydaje mi się być wisienką na torcie rozmowy o dostępności.
Niestety, chyba żadna instytucja w Polsce nie ma działu dostępności. Narodowa Galeria Sztuki – Zachęta w Warszawie, która ma zespół ds. dostępności, wydzielony w ramach działu edukacji. Ale czy jest to jaskółka, która przynosi nadzieję? Czas pokaże.
EPALE: W jednym z wywiadów wspominał Pan, że w instytucji powinien działać koordynator dostępności lub najlepiej zespół ds. dostępności, gdyż ciężko być specjalistą od potrzeb osób z różnymi rodzajami niepełnosprawności? Czy na polskim rynku jest wystarczająca liczba ekspertów? A jeśli nie to jak zdobywać wiedzę, gdzie się szkolić?
R.L.: Gdybym potrafił analizować rynek, to pewnie odpowiedziałbym dobrze na to pytanie. Wydaje mi się, że ekspertów i ekspertek wciąż brakuje. To pokazał 2020 rok. Przyniósł nam z jednej strony przygotowywanie się do wdrażania zapisów ustaw o dostępności – tego się spodziewaliśmy. Ale a z drugiej w związku z pandemią dopadł nas cyfrowy zwrot i wyjątkowa aktywność instytucji kultury w sieci (na to już raczej nie byliśmy gotowi). Dodatkowo instytucje takie jak Narodowe Centrum Kultury zaczęły stosować zapisy o dostępności w wymaganiach konkursowych. Wymuszały dostępność albo przynajmniej pytały o to, w jaki sposób potencjalny grantobiorca będzie realizował zapisy o dostępności, chociażby cyfrowej. Nagle okazało się, że wszyscy w jakimś stopniu muszą gwarantować dostępność lub… przynajmniej muszą deklarować, że będą to robić, aby otrzymać finansowanie. Przyznam szczerze, że czas tuż przed zamknięciem naborów był dla osób zajmujących się dostępnością bardzo intensywny. To pokazuje, że to wciąż jest wąska grupa osób.
Patrząc szerzej na ten problem, trzeba zaznaczyć, że na szczęście są w Polsce środowiska, które mają duże doświadczenie i pracują dziesięciolecia na rzecz osób z niepełnosprawnościami. Często to właśnie one „łatały” dostępnościowe braki w instytucjach podczas wizyt. Jest się więc u kogo szkolić, np. w Fundacji Kultury bez Barier, Fundacji Katarynka lub Fundacji Polska Bez Barier. W niektórych samorządach są eksperci, którzy odpowiadają za dostępność w infrastrukturze czy w działaniach finansowanych przez te samorządy, to na przykład Łódź, Warszawa, Gdynia. Ekspertów można również szukać na uniwersytetach czy akademiach - są surdopedagogami i tyflopedagogami, pracują stale ze środowiskiem osób z niepełnosprawnościami. Myślę, że całe środowisko wsparcia osób z niepełnosprawnościami, niekoniecznie od strony kultury, to są świetni ludzi, od których należy się uczyć.
Natomiast nie ma szkoły bycia koordynatorem ds. dostępności w kulturze. To jest szkoła życia oraz… metoda prób i błędów. Trzeba jednak oddać cesarzowi co cesarskie i wspomnieć o działaniach np. Narodowego Instytutu Muzealnictwa i Ochrony Zabytków czy Narodowego Centrum Kultury, które od lat budują program szkoleń zwiększający wiedzę dotyczącą dostępności kultury w Polsce.
EPALE: Jeśli mówimy o dostępności w instytucjach kultury, to jakie działanie o charakterze edukacyjnym, skierowane do osób dorosłych, szczególnie zapadło Panu w pamięć?
R.L.: Wydaje mi się, że jest bardzo dużo instytucji w Polsce, które robią ciekawe i dostępne rzeczy. Powiem tylko o wybranych przykładach. Bardzo inspiruje mnie muzeum Historii Żydów Polskich POLIN. Ta instytucja ma ciekawy sposób patrzenia na koordynację dostępności. Zatrudniona tam koordynatorka ds. dostępności nie realizuje samodzielnie działań, np. nie pisze audiodeskrypcji, tylko koordynuje prace dużego zespołu muzeum. Sposób w jaki Wioletta Jóźwiak myśli o dostępności, organizując np. Muzeum Przyjazne Sensorycznie dla osób z niepełnosprawnościami intelektualnymi lub spektrum autyzmu, to przykład kompleksowego myślenia o wydarzeniu dostępnym. Na przykład, podczas zorganizowanego tam koncertu osoby z niepełnosprawnością siedziały na scenie, na równi z muzykami. Nie było żadnego transmitera elektronicznego przetwarzającego dźwięk. Muzyka miała charakter żywy i była zdecydowanie łatwiejsza w odbiorze. Zadbano o komfort osób, które mogą mieć nadwrażliwość sensoryczną - było stłumione niebieskie światło, miejsca do siedzenia, słuchawki, które można było założyć, kiedy ktoś miał ochotę na przerwę – w ten sposób nie przeszkadzał innymi a samemu nie musiał wychodzić z koncertu.
Podobne rzeczy robi Galeria Labirynt w Lublinie. To instytucja zajmująca się sztuką współczesną, która prowadzi działania o charakterze samorzeczniczym. Produkują wystawy lub wydarzenia, podczas których osoby z niepełnosprawnościami opowiadają o swojej perspektywie i doświadczeniach. Od 3 lat ściśle współpracują z osobą Głuchą, która w tym momencie jest tam zatrudniona i prowadzi zajęcia w języku migowym tłumaczone na język foniczny. Oprócz tego Agata Sztorc, która jest szefuje tamtejszemu zespołowi edukacji produkuje wiele wydarzeń dla osób niewidzących i niedowidzących. Przykładem może być wystawa, podczas której widzący ogląda tyflosztukę (sztukę nastawioną na odbiór przez dotyk), którą przygotowały osoby niewidome czy słabowidzące. Sam miałem przyjemność współkuratorować taką wystawę właśnie w Labiryncie. A ostatnio organizowane są tam również spacery po przestrzeni miejskiej, w których osoby słabowidzące opowiadają o swoim doświadczaniu konkretnej części miasta. To ważne wydarzenia, bo pokazują to od czego zaczęliśmy tę rozmowę, czyli że nie wszyscy widzą tak, jak tego od nich oczekujemy.
EPALE: Jak ocenić dostępność swojej instytucji? Jak przeprowadzić audyt pod tym kątem? Jakie punkty należy wziąć pod uwagę?
R.L.: To jest bardzo trudne pytanie. Dostępność ma to do siebie, że dotyka absolutnie każdego elementu działalności instytucji. Zgodnie z ustawą, która weszła w życie w zeszłym roku, instytucja powinna być dostosowana również do potrzeb swojego potencjalnego pracownika czy pracownicy z niepełnosprawnością.
Dostępność architektoniczna to komunikacja wewnątrz budynku, dojścia do budynku, przejść między poziomami, oznaczenia itd. Istotna jest też dostępność cyfrowa, której podstawą jest dostępna strona internetowa i dostępne komunikaty, rzetelne informowanie, o tym czy instytucja jest lub nie jest dostępna.
Bardzo lubię powtarzać, że dostępność nie jest skalowalna. Nie można powiedzieć, że jesteśmy w 50% dostępni. Albo jesteśmy dla dostępni, albo nie. Można też uczciwie mówić, że jest się jako instytucja „w procesie zmian”.
Dostępność jest bardzo złożonym zagadnieniem, dlatego w instytucji kultury powinna być osoba, która będzie potrafiła rozmawiać zarówno z kadrami, kiedy podczas rekrutacji pracowników zgłosi się osoba niewidoma, jak i z działem PR o tym, w jaki sposób komunikować o dostępności wydarzeń oraz instytucji. Przyda się oczywiście, wsparcie zewnętrznych ekspertów i samych osób z niepełnosprawnościami. Szczęśliwie, jest tak, że część audytów, np. architektury, programu czy strony internetowej, przeprowadzić mogą zewnętrzne firmy czy NGO.
EPALE: Jak należy zatem informować świat, o tym, że nasza instytucja jest dostępna? Jak zachęcić osoby z niepełnosprawnościami, by przyszły właśnie do nas i aktywnie uczestniczyły w oferowanych działaniach?
R.L.: Wydaje mi się, że o dostępności trzeba komunikować uczciwie i obiektywnie. Chodzi o to, że w tym momencie ciężko znaleźć instytucje, która całkowicie spełnia założenia, standardy dostępności. Podobnie brakuje przykładów inkluzyjnych wydarzeń, które są w 100% dostępne dla każdego i każdej, biorąc pod uwagę indywidualne potrzeby i możliwości. Dlatego trzeba rzetelnie informować, o tym jakie bariery architektoniczne, komunikacyjne mogą wystąpić podczas wizyty i znać standardy, czy procedury, które pozwolą nam reagować na bieżąco.
Przy dużych wydarzeniach kluczowy jest również sposób zapisu uczestników/uczestniczki. Ważnym jest czy formularz zapisu zawiera pytanie o potrzeby osoby, która chce do nas przyjść. Uczestników i uczestniczki można zapytać o to, czy i w jakim zakresie potrzebuje wsparcia, czy może pojawią się u nas już z asystentem, któremu przecież instytucja też może ułatwić pracę na kilka sposobów.
Pamiętajmy o zjawisku, które nazywam „ścieżką dostępności”. Dostępność „zaczyna” się już w mieszkaniu osoby z niepełnosprawnością. Osoba, która chce odwiedzić daną instytucję, może mieć bariery architektoniczne w swoim najbliższym otoczeniu. Dostępność instytucji zaczyna się więc w domu prywatnym. I często brakuje nam odbiorców, bo są oni uwięzieni w bloku bez windy i pozbawieni wsparcia. Tu pojawia się ważne pytanie: czy instytucje powinny wychodzić naprzeciw potrzebom swoich odbiorców w takim stopniu? Czy nie jest to zadanie innej jednostki samorządu?
Bardzo ważne jest również właściwe zdiagnozowanie potrzeb. Jeśli zapytamy wcześniej odbiorców i odbiorczynie „Czy to co chcę zrobić jest dla Ciebie interesujące”? i uzyskamy odpowiedzi na to pytanie, to dopiero wtedy możemy oczekiwać, że ktoś do nas przyjdzie. Chciałbym przywołać pewną sytuację. W Lublinie zaczęliśmy diagnozować jakiego rodzaju zajęcia mogą być interesujące dla Głuchych rodziców i dzieci. Okazało się, że oni nawet lubią nasze działania edukacyjne, ale chcieliby wziąć udział w zajęciach, które wytłumaczą im czym jest muzyka. Ta konkretna grupa nie miała w swoim programie edukacji szkolnej za dużo zajęć związanych z wibracją, muzyką, rytmem. Kiedy przygotowaliśmy takie spotkanie –mieliśmy rekordową frekwencję. Nawiązaliśmy wtedy współpracę z charyzmatyczną prowadzącą grającą na bębnach. Dzięki wibracjom, jakie produkowały instrumenty była ona w stanie opowiedzieć niesłyszącym o tym, czym jest muzyka, czym dźwięk, czym rytm. Wszystko, co ważne, działo się w inkluzyjnym otoczeniu. W zajęciach brały udział dzieci niesłyszące i słyszące.
Osoby z niepełnosprawnością chętniej – takie mam wrażenie – wezmą udział w czymś, co nie będzie dedykowane tylko im, ale będzie otwarte dla wszystkich a każdemu zapewniony zostanie równość szans i komfort udziału.
Muszę przyznać, że bardzo nie lubię sposobu wdrażania dostępności, w którym buduje się „małą instytucję kultury w ramach dużej”, czyli galerię dla Głuchych albo teatr dla niewidomych w ramach instytucji dla wszystkich. W takiej sytuacji ktoś, kto prowadzi w nim zajęcia, decyduje co będzie dostępne dla osób z konkretną niepełnosprawnością i zajęcia są dedykowane, realizowane tylko dla konkretnej grupy osób z niepełnosprawnościami. W skali roku mamy tam dziesiątki wydarzeń, spektakli ale tylko jeden z audiodeskrypcją, tylko jeden z napisami. Oczywiście, trochę ironizuję i od razu podkreślam, że rozumiem instytucje kultury, ponieważ nikt nie ma takich budżetów, żeby być gotowym na 100% dostępność. Nikt z nas nie ma też tak zbudowanej publiczności, żeby mieć satysfakcjonującą (organizatorów) frekwencję przy bogatym dostępnym programie. Niestety.
EPALE: Jest Pan historykiem sztuki, robi Pan audiodeskrypcje dzieł sztuki. Czy każde dzieło sztuki da się opisać?
R.L.: Tak, absolutnie! Wszystkie obiekty i dzieła sztuki można audiodeskrybować, opowiadać o tym, co jest w nich „widzialne”.
EPALE: Jak się tego nauczyć?
R.L.: To jest działanie z pola translatoryki. Zamienia się to, co jest widzialne na to, co jest słyszalne. W związku z tym nigdy nie łudzę się, że to jest w 100% możliwe. Ale ludzie to istoty, które lubią opowieści, opowiadanie i historie. Mam to szczęście, że studiowałem historię sztuki. To dość niszowy kierunek, który z jednej strony uczy patrzeć i widzieć, a z drugiej daje wiedzę o tym, jak opowiadać o tym, co jest widzialne. Studentów i studentki tego kierunku uczy się fachowego opisywania obiektów. I rzeczywiście jest tak, że im będzie łatwiej audiodeskrybować jakiś obiekt, ponieważ znają pewien rygor opisywania rzeźb czy architektury. Potrafią trzymać się pewnego porządku, np. mówienia od rzeczy najważniejszych po mniej ważne lub jeśli się nie da (bo obiekt jest np. abstrakcyjny) potrafią znaleźć w tym pewien ład czy schemat ułatwiający opowieść. Oczywiście opis dział sztuki, to jeszcze nie audiodeksyrpcja.
Audiodeskrypcja jako narzędzie czy usługa ma pewne formalne ramy co do długości tekstu, długości trwania nagrania, sposobu konstruowania narracji. Ale gwarantuję, że każdy i każda jest w stanie się tego nauczyć.
Sam zajmuję się najczęściej i najchętniej audiodeskrypcją prowadzoną na żywo. Jest to dla mnie bardzo komfortowa sytuacja. Mam nadzieję, że dla odbiorców też. Mogę wtedy na bieżąco odczytywać reakcję po mowie ciała albo po prostu pytać daną osobę czy podąża moim tokiem rozumowania, czy odbiera dany obiekt tak samo lub podobnie jak ja. Oczywiście, audiodeksyrpcja musi mieć charakter obiektywny, nie ma tam miejsca na moje indywidualne odczucia. Ważne dla mnie jest to, że podczas audiodeskrybowania na żywo mogę i lubię opowiadać o tym, jak jakieś dzieło sztuki „jest widziane”, tzn. jak przebiega proces oglądania i analizowania jakiegoś obiektu. Bo w sztuce, zwłaszcza tej współczesnej, artysta/artystka często bawi się percepcją własną i widza.
Mój ulubiony przykład to jedno ze zdjęć pewnego artysty - kadr na otwarte usta, na dół twarzy. Ale uwaga! Dopiero po jakimś czasie, kiedy oglądający przybliży się - okazuje się, że to wcale nie jest twarz, tylko część plastikowego odlewu głowy manekina. Kiedy pisałem audiodeskrypcję do tego obiektu, konstruowałem ją tak, jakby na zdjęciu to była twarz ludzka. Dopiero kiedy w narracji doszedłem do momentu opisu detali zębów - cała iluzja się rozpadła. Trudno o tym opowiadać. Sfotografowana szczęka miała wszystkie zęby tej samej wielkości i kształtu, co wyglądało to bardzo sztucznie i po tym widzący wiedział, że to nie jest człowiek. Niemniej, trzeba było się zdjęciu przyjrzeć dokładniej, żeby to dostrzec. Doprowadziłem więc narrację do detalu zęba i dopiero potem ujawniłem, że to manekin. Chciałem dostarczyć tego samego odczucia, jakiego sam doświadczyłem. Gdybym zaczął tak, jak niektórzy desktyptorzy zalecają, brzmiałoby to tak: „Na zdjęciu dolna część szczęki manekina”. Koniec audiodeskrypcji. Oczywiście mówię to teraz z przymrużeniem oka. Artyście – moim zdaniem - chodziło po trosze o ten efekt zaskoczenia, że to wcale nie jest kobieca twarz w pewnym grymasie, a manekin.
Warto podkreślić, że audiodeskrypcja może być używana nie tylko w przypadkach kiedy mamy do czynienia z osobami niewidzącymi czy słabowidzącymi. Może być wykorzystana w przypadku każdej osoby, która z jakiś powodów nie będzie mogła spojrzeć na wskazywany przez nas punkt. Takie opisy również często wspierają edukację widzących.
Audiodeskrypcja jest też ciekawym narzędziem do pracy z osobami z niepełnosprawnością intelektualną. Przydaje się do tego, żeby w sposób uporządkowany opowiadać o tym, co jest przedstawione na skomplikowanym obrazie czy instalacji. Nierzadko miałem takie sytuacje, że widzący podczas moich audiodeskrypcji wołali: „Rzeczywiście!”. Czasem audiodeskrybowałem obiekt w towarzystwie autora/autorki. To dość stresujące, bo proces zasadniczo pozbawiony jest całej tej galeryjno-muzealno-kuratorskiej narracji. Ale żaden malarz jeszcze się na mnie nie obraził.
Opowiadając o dostępności siłą rzeczy kategoryzujemy ludzi na grupy - ci nie widzą, ci nie słyszą, tamci mają trudności z rozumieniem, przyswajaniem informacji. Dedykujemy im konkretne narzędzia. Kiedy zaczynamy zajmować się dostępnością w praktyce, okazuje się, żę narzędzia pracujące na korzyść jednej grupy, mogą być pomocne innym. I też warto powiedzieć, że to co pracuje na rzecz osób z niepełnosprawnością, pracuje też na rzecz osób tzw. pełnosprawnych. I do każdego narzędzia, które wspiera osoby z niepełnosprawnościami można znaleźć grupę beneficjentów, która odnajdzie w instytucji komfort i bezpieczeństwo dzięki współdzieleniu i wspólnym używaniu czegoś.
EPALE: Czy jest coś co chciałby Pan sam od siebie dodać do naszych odbiorców?
R.L.: Bardzo wierzę, że rolą edukatora i edukatorki jest opowiadanie o prawdy o świecie, więc ja staram się to robić. Staram się zaznaczać, że wśród nas są ludzie, którzy są defaworyzowani i wykluczani z życia społecznego. Dbam też o to, żeby w moich działaniach realizowały się elementy samorzecznicze, próbuję maksymalnie często oddawać głos samym osobom z niepełnosprawnościami.
Na koniec, chciałbym podkreślić, że wiele o życiu i o samym sobie dowiedziałem się dzięki temu, że mam w swoim otoczeniu osoby, które nie widzą, że znam język migowy, że pracowałem dużo z osobami z niepełnosprawnością intelektualną lub spektrum autyzmu. Kiedy patrzę na siebie przed rozpoczęciem działalności związanej z dostępnością i porównuję się ze sobą „tu i teraz”, to mam wrażenie , że jestem po prostu dużo lepszym człowiekiem. I tego wszystkim życzę.
EPALE: Dziękujemy za rozmowę.
(fot. Marcin Pietrusza)
Rafał Lis - Historyk sztuki, trener i społecznik. Specjalista ds. wolontariatu i koordynator ds. dostępności w Muzeum Emigracji w Gdyni. Aktywista na rzecz dostępnej kultury i sztuki. Jeden z pierwszych koordynatorów dostępności w Polsce. Wdrażał procesy związane z dostępnością w instytucjach kultury i instytucjach wsparcia biznesu. Dostępnościowe działania rozpoczął od współpracy ze środowiskiem Głuchych i słabosłyszących przy projektach dotyczących sztuki w w przestrzeni publicznej.
Autor audiodeskrypcji dzieł sztuki i architektury, którego pasją jest audiodeskrypcja prowadzona na żywo. Współtwórca publikacji w tekście łatwym do czytania i zrozumienia, w tym przewodników po instytucjach kultury oraz przestrzeniach publicznych. Edukator specjalizujący się we współpracy ze środowiskiem osób z niepełnosprawnościami intelektualnymi lub kondycją ze spektrum autyzmu. Asystent osób z niepełnosprawnościami. Trener amatorskiej drużyny piłki dźwiękowej. Członek Sieci Liderek i Liderów Dostępności przy Fundacji Kultury bez Barier. Laureat 1. Edycji Stypendium im. Bogny Olszewskiej. Współpracował między innymi z Europejską Fundacją Kultury Miejskiej, Galerią Labirynt w Lublinie, Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, CSW Łaźnia w Gdańsku oraz Gdańskim Inkubatorem Przedsiębiorczości STARTER.
Komentarz
Rzeczywiście wciąż dominuje
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
Żeby kultura stała się